Jego zdaniem kandydat opozycji zabrałby mu kilkanaście procent głosów w pierwszej turze. - Już sam nie wiem, dlaczego opozycja nie chce mnie poprzeć. Po deklaracji, że wystartuję - stracili entuzjazm. To dziwne. Część chce wspólnych list i chce iść ze mną, część mówi, że to obalenie tożsamości partii, część robi jakieś inne kombinacje – zauważył Jacek Majchrowski w rozmowie z Radiem ZET.

Reklama

Pytany, czy to prawda, że miał zrezygnować z kandydowania przez zdrowie, gość Radia ZET odparł: - Akurat moje zdrowie jest w porządku, żona też się w końcu dała przekonać.

Prezydent Krakowa podkreślił również, że 16 lat prezydentury to "dosyć ciężki okres". - Każdemu wydaje się, że prezydent chodzi po przyjęciach, balach i różnych takich... Ja na balach się nie pojawiam, unikam ich. Zasuwanie przez okrągły tydzień od 7 rano do 21 jest dosyć męczące – oświadczył. - Z jednej strony zawsze jest adrenalina mówiąca o tym, że chce się skończyć pewne rzeczy, a z drugiej strony jest strach oddać miasto w czyjeś ręce, szczególnie w takim zestawie kontrkandydatów – dodał.

Reklama

Jacek Majchrowski wspomniał również poprzednie wybory w Krakowie i swoich kontrkandydatów. - Najtrudniejszym przeciwnikiem był chyba Marek Lasota. Zachowywał się podobnie, jak ja – bardzo kulturalnie i grzecznie - a pozostali atakowali w nieelegancki sposób – mówił Majchrowski. Andrzej Duda? - O ile prezydent Duda zachowywał się w porządku kandydując w Krakowie, o tyle jego otoczenie zawsze było kąsające – powiedział gość Radia ZET. Pytany o to, jak ocenia prezydenturę Dudy, Majchrowski odrzekł: - Uważam, że pewne rzeczy robi dobrze. Dodał, że z pewnymi dyskutowałby, bo ma zastrzeżenia do podpisywania przez prezydenta niektórych ustaw.

Majchrowski był również pytany o obniżenie o 20 proc. pensji samorządowców. - To cios poniżej pasa. Kiedyś był tutaj prezydent, który został wybrany przez radę miasta, z zawodu adwokat. Po półtora roku zorientował się, że nie ma z czego żyć i wrócił do zawodu – skomentował obecny prezydent miasta. Zapewnił jednak, że pogodził się z obniżeniem zarobków. - Nie dyskutuję z tym, aczkolwiek uważam, że jest to bardzo populistyczne rozwiązanie, mówiące o deprecjacji samorządów. Samorządowcy zostali ukarani za działania rządu i ministrów – zauważył. Dodał, że radzi sobie, ponieważ może jeszcze pracować na uczelni. Prezydencka pensja? - Podstawową pensję mam 5,5 tys. teraz. Z dodatkami trochę więcej, ale to jest drugi raz tyle. Około 10 tys. brutto, czyli na rękę między 7,5 a 8 tys. Nie są to oszałamiające zarobki - podsumował.

Reklama