Śląsk, Małopolska i Warszawa to trzy kluczowe okręgi w wyborach do Europarlamentu. - One są ważne zarówno ze względu na rozmiar, jak i szanse, że uzyskana tam liczba głosów wpłynie na ogólnopolski wynik ugrupowania - mówi politolog dr Jarosław Flis.

Reklama

A znana już lista kandydatów, którzy wystartują na Śląsku, wskazuje, że właśnie tam rozegra się najbardziej zacięty pojedynek. PO chce obronić bardzo dobry wynik Jerzego Buzka z 2009 roku (niemal 400 tys. głosów), ale te plany będą chciały pokrzyżować PiS, SLD i Twój Ruch. Każda z tych partii chce się pożywić na słabszych niż pięć lat temu notowaniach rządzącej partii. Ale każda ma też swoje kalkulacje. Lewica liczy, że nazwisko Adam Gierka na Śląsku da tej partii okazję do przebicia szklanego sufitu, jakim okazały się notowania w okolicach 15 procent. Z kolei ugrupowanie Janusza Palikota ma nadzieję, że Kazimierz Kutz, który dostał się do Senatu nie tylko pozwoli odebrać głosy Jerzemu Buzkowi, ale da możliwość przegonienia także SLD. Zagadką jest PiS - o ile poprzednie kandydatury są praktycznie pewne, to przy nazwisku Bolesława Piechy, choć ma on największe szanse, wciąż stoi znak zapytania. Solidarna Polska z kolei planuje na Śląsku powalczyć nazwiskiem Tadeusza Cymańskiego, obecnie eurodeputowanego z Gdańska.

Zresztą układanie list trwa, co widać w innych okręgach. Największą niewiadomą są cały czas listy dwóch największych ugrupowań - PO i PiS. Tam nerwowe przeglądy kandydatur będą trwały niemal do końca. - Najpierw typuje się tych lojalnych, potem szuka lokomotyw, a potem wypada jeszcze ktoś inny. Te kandydatury, o których słyszy się w mediach, mogą się jeszcze nieźle pozmieniać - mówi jeden z polityków PiS. Żaden z kandydatów nie może być do końca pewien swojej pozycji, bo w obu partiach decydujący głos mają liderzy. - Tusk ma tak mocną pozycję w PO po wygranych wyborach na szefa partii, że jak będzie chciał postawić na czele listy w okręgu konia, to zrobi to i żaden szef regionu mu nie podskoczy - opisuje sytuację w partii polityk PO.

W skali całego kraju najtrudniejszą pozycję ma jednak właśnie Platforma. Praktycznie nie ma ona szans na powtórzenie wyniku z 2009 roku i musi liczyć ze stratą kilku z obecnie posiadanych 25 mandatów. Jak dużą? Politycy PO typują, że gorsze notowania będą ich kosztowały od 5 do nawet 10 mandatów. Mniej mandatów to porażka, ale prawdziwą klęską byłoby dla partii Donalda Tuska, gdyby wyprzedził ją PiS. A wygrana liczebna to z kolei cel partii Jarosława Kaczyńskiego, ale to trudniejsze zadanie niż wydawało się jeszcze w grudniu, gdy notowania PO dołowały. Platformie udało się odbić w sondażach znad granicy 20 proc. i dojść prowadzący do tej pory PiS.

Reklama

SLD zaś chce maksymalnie zbliżyć się do PO, by zachęcić elektorat centrowy do głosowania na lewicę. Z kolei Twój Ruch z Europą Plus chce dojść lewicę. - Cel to wprowadzenie do PE wszystkich jedynek, czyli uzyskanie kilkunastu procent głosów - mówi Andrzej Rozenek z Twojego Ruchu.

Najniżej ustawiony celownik ma PSL - które chce dostać 4 mandaty, tak jak pięć lat temu - czy Polska Razem Jarosława Gowina. Celem partii byłego ministra sprawiedliwości jest przekroczenie 5 proc. progu wyborczego. Kluczowe dla tej partii są trzy okręgi: Warszawa, Kraków i Śląsk.

Determinacja w każdej z partii rośnie z dnia na dzień, gdyż wybory europejskie to pierwsze okrążenie w dwuletniej wyborczej sztafecie.