Janusz (nie chce by podawać jego nazwiska) otworzył aptekę w Gdańsku w 2001 roku. Przez pierwsze cztery lata nie szło mu źle, choć i tak niemal cały zysk szedł na opłaty, pensje i spłatę długu zaciągniętego na uruchomienie apteki. "Problemy zaczęły się, kiedy w okolicy powstały dwie duże sieciowe apteki. Liczba klientów spadła o jedną trzecią i musiałem zwolnić dwóch z trzech pracowników" - opowiada.

Reklama

Dziś, choć jego apteka nadal działa, ma około 200 tys. zł. długu w hurtowniach. "Najchętniej bym ją zlikwidował, ale nie stać mnie na spłatę tego długu. By mieć z czego żyć, południami i w weekendy sam pracuję jako farmaceuta w aptece w centrum handlowym" - dodaje Janusz.

W podobnie rozpaczliwej sytuacji znajduje się dziś już kilka tysięcy polskich aptek. "Naczelna Rada Aptekarska ocenia, że nawet 35-40 procent ma poważne długi. Części z nich całość zysków z tytułu marży za leki refundowane z NFZ zajmują komornicy i wierzyciele" - mówi Stanisław Piechula, prezes Okręgowej Rady Aptekarskiej w Katowicach.

Pierwsze apteki już bankrutują. Według najnowszych danych firmy analitycznej PharmaExpert, w październiku w całym kraju było 13 480 aptek. Pięć miesięcy wcześniej było ich o 170 więcej. "Do tej pory coś takiego jeszcze się nie zdarzyło, by liczba aptek spadła" - mówi Piotr Kula, szef PharmaExpert. I dodaje, że było wprost przeciwnie - z roku na rok liczba zdecydowanie rosła.

Reklama

W 2001 roku w Polsce było 9700 aptek. Rok później już o pół tysiąca więcej. W kolejnych latach liczba ta rosła od kilkuset do nawet tysiąca rocznie.

"Globalnie sytuacja wydaje sie być naprawdę dobra, bo przecież niemal żaden z segmentów polskiej gospodarki nie notuje takich zdecydowanych i stabilnych wzrostów jak rynek farmaceutyczny" - mówi Kula. I przywołuje dane: w ciągu ostatnich pięciu lat wartość leków sprzedawanych w aptekach wzrosła z 18 mld zł do ponad 25 mld zł. "Okazuje się jednak, że nie przekłada się to na sytuację samych aptek" - dodaje Kula. "A ta jest coraz bardziej tragiczna" - narzeka Piotr Chwiałkowski prezes Okręgowej Rady Aptekarskiej w Bydgoszczy. I dodaje, że właściwie co chwilę słyszy o kolejnej zadłużonej aptece, na konto której wszedł komornik.

Większość aptekarzy jednoznacznie ocenia: "To duże, sieciowe apteki zabijają te mniejsze" -mówi Anna Pławska, farmaceutka z Warszawy. Ale Piechula z katowickiej ORA twierdzi, że problem jest bardziej skomplikowany. "Dziś w Polsce jest już naprawdę za dużo aptek. Według wyliczeń ekonomistów optymalnie powinna przypadać jedna apteka na 4-5 tysięcy mieszkańców, a jest ich już średnio jedna na 2800 osób" - tłumaczy Piechula. Jego zdaniem, upadłości będzie trudno powstrzymać.

Eksperci nie wierzą też, że problem aptekarzy rozwiążą propozycje resortu zdrowia, by wprowadzić stałe ceny detaliczne na leki refundowane. "I tak apteki sieciowe będą mogły proponować duże obniżki na leki nierefundowane. A małe będą wpadały w coraz większe kłopoty. Fala upadłości dopiero się zaczęła" - mówi Chwiałkowski.