Radio RMF FM, które dowiedziało się o kłopotach informatorów, twierdzi, że kwota miała być podzielona na pół, co może oznaczać, że należy się dwóm osobom. Stacja przypomina, że większość pieniędzy (100 tysięcy złotych) miało przekazać ministerstwo kultury. Resztę chcieli dorzucić małopolscy policjanci i osoba prywatna.

Jest jednak kłopot z przekazaniem nagrody. Okazało się, że Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego aby wypłacić pieniądze, musi posiadać dane osób, którym te pieniądze się należą. Z kolei tym osobom zależy na anonimowości. Taki też był warunek udzielenia policji informacji na temat kradzieży napisu "Arbeit macht frei" z byłego obozu koncentracyjnego - donosi RMF FM.

Gwoli przypomnienia: Tablicę z historycznym napisem "Arbeit macht frei" z bramy byłego niemieckiego obozu skradziono 18 grudnia. Napis odnaleziono 20 grudnia we wsi Czernikowo koło Torunia. Przestępcy rozcięli go na trzy części. O udział w kradzieży podejrzanych jest pięciu Polaków. Mogli działać na zlecenie pośrednika ze Szwecji.



Reklama