Dlaczego rodzina i prokuratura zdecydowały się na ekshumację szczątków Krzysztofa Olewnika? Skąd przypuszczenie, że to nie jego ciało pochowano w 2006 roku? Oto nieznane dotąd fakty z badania zwłok porwanego mężczyzny.

Reklama

Noc z 27 na 28 października 2006 roku. Ówczesny wiceszef olsztyńskiej prokuratury Zbigniew Kozłowski i prokurator Piotr Jasiński wraz z ekipą policji w lasku koło Dzbądzu pod Różanem na Mazowszu szukają zwłok Krzysztofa Olewnika. Kilka godzin wcześniej Sławomir Kościuk, jeden z jego porywaczy i zabójców, przyznał się i zapewnił, że wskaże, gdzie on i Robert Pazik zakopali ciało Krzysztofa.

Nad ranem w sobotę 28 października policja nagrywa film. Widać na nim, jak Kościuk próbuje odnaleźć zwłoki ofiary. – W pewnym momencie mówi: "Zakopaliśmy tutaj". Słychać chrząknięcie i wypowiedziane szeptem: "Dalej". Kościuk wtedy mówi: "Nie, nie, to nie tutaj, to dalej". I wskazuje inne miejsce – mówi nam poseł Andrzej Dera (PiS) z sejmowej komisji śledczej. W końcu ekipa techników odkopuje zwłoki mężczyzny zakopane dwa metry pod ziemią. Są owinięte w metalową siatkę.

Wcześniej Kościuk twierdził, że ciało zamordowanego zawinął w siatkę, ale plastikową. Prokurator Kozłowski jest już pewien, że odkopano szczątki Krzysztofa Olewnika. Nie czeka na sekcję i każe jechać prokuratorowi Jasińskiemu do rodziny Krzysztofa, by ją powiadomić, że odnaleziono ciało.

Sekcję zwłok Krzysztofa Olewnika przeprowadzono dopiero 30 października 2006 roku w prosektorium olsztyńskiego Zakładu Ekspertyz Sądowych. W protokole z tego dnia widnieje zapis: "Podczas sekcji pobrano i zabezpieczono: głowę prawej kości ramiennej z częścią trzonu, fragment prawego talerza biodrowego, głowę prawej kości udowej wraz z szyjką i częścią trzonu do badań porównawczych DNA w dniu 28.10.2006 roku".

Reklama

Pod protokołem z sekcji podpisali się biegły lekarz Zygmunt Antoni Gidzgier, ówczesny zastępca prokuratora okręgowego w Olsztynie Zbigniew Kozłowski, protokolant i dwóch techników kryminalistycznych. Jesienią 2009 roku zostali przesłuchani przez prokuratorów z gdańskiej prokuratury apelacyjnej, którzy wyjaśniają wszystkie nieprawidłowości w sprawie porwania i zabójstwa Krzysztofa Olewnika. Zmieniali zeznania.

Czytaj dalej >>>



Pokrętne zeznania
Reklama

Raz twierdzili, że w trakcie sekcji 30 października nikt nie pobierał fragmentów kości ze zwłok. Innym razem, że tak. Potem, że nie pamiętają, Czy w takim razie ktoś wyciął fragmenty kości ze szczątek dwa dni przed sekcją? Jeżeli tak, to w jaki sposób? Przecież zwłoki "doprowadzono do prosektorium okręcone w metalową siatkę" – czytamy w protokole z sekcji. I dopiero w jej trakcie ciało "wydobyto z siatki"!

Być może zrobił to nadkomisarz Bogdan Zalewski, policyjny lekarz i biegły sądowy pracujący dla laboratorium kryminalistycznego Komendy Wojewódzkiej Policji w Olsztynie. On był bowiem autorem opinii z ekspertyzy kryminalistycznej i stwierdził, że badania DNA wskazują, iż znaleziono ciało Krzysztofa Olewnika.

Właśnie opinia lekarza oraz wątpliwość, czy rzeczywiście ze zwłok wycięto fragmenty kości, stały się powodem, dla którego gdańscy oskarżyciele zaczęli drążyć ten wątek.

W listopadzie 2009 roku zwrócili się o pomoc do prof. Ryszarda Pawłowskiego z pracowni genetyki sądowej gdańskiego Uniwersytetu Medycznego. Profesor swoją pracę skończył 30 grudnia 2009 roku. Jego opinia przekonała Włodzimierza Olewnika i prokuratorów, by jeszcze raz zbadać ciało Krzysztofa. Decyzja o ekshumacji zapadła dwa tygodnie później.

Co takiego odkrył prof. Pawłowski? Zauważył, że Zalewski w swojej opinii opisał inne fragmenty kości niż te, o których wspominał protokół sekcji z 30 października 2006 roku. Tam była mowa o wycięciu "głowy prawej kości ramiennej z częścią trzonu, fragmentu prawego talerza biodrowego i głowy prawej kości udowej wraz z szyjką i częścią trzonu". Zalewski napisał zaś, że do badania DNA posłużyły mu "fragment talerza biodrowego, nasada bliższej kości ramiennej prawej i nasada bliższej kości udowej".



Olsztyński biegły pobrał trzy próbki "kości gąbczastej z talerza biodrowego" i trzy z "tkanki jamy szpikowej nasady kości udowej". Co z trzecim fragmentem kości? Zalewski uznał, że "nasada bliższej kości ramiennej prawej" nie nadaje się do badania, gdyż jej szpik po prostu zgnił.

Czytaj dalej >>>



Pawłowski odkrył, że to nieprawda. W materiałach, które z olsztyńskiego laboratorium zabrała prokuratura, profesor znalazł próbki właśnie z tego trzeciego fragmentu kości, który to miał nie nadawać się do badania. "Pobraniu i dalszym analizom poddano w laboratorium również trzy próbki kości ramiennej" – napisał gdański genetyk. To był jednak dopiero początek rozbieżności. Okazało się, że według zapisów z policyjnego laboratorium w Olsztynie próbki z kości poddano specjalnemu procesowi elektroforezy (rozdzielenia mieszaniny różnych związków chemicznych) już 27 października 2006 roku. A więc na dzień przed wykopaniem zwłok! Według tych zapisów badania trwały od 27 do 29 października. Ale w oficjalnych protokołach znalazły się jeszcze inne daty rozpoczęcia elektroforezy. Na protokole jako początek tych badań zapisano 29 października 2006 roku. Ale tę datę ktoś przekreślił.

Próbka, której nie było

Najważniejsze odkrycie profesor Pawłowski miał przed sobą. Otóż w opinii z badania DNA laboratorium kryminalistyki olsztyńskiej policji w ogóle pominięto istnienie próbek z fragmentu trzeciej kości. "W opinii (...) nie znalazły się wyniki badań kości ramiennej, chociaż jak podano wyżej, materiał ten został poddany pełnej analizie identyfikacyjnej DNA, o czym świadczą zapisy w protokołach pracy, jak również zapisy elektroniczne" – zapisał Pawłowski.

Dlaczego tak się stało? Wiadomo już, że trzy próbki z kości ramiennej zostały zbadane, mimo że olsztyński lekarz w protokole napisał, iż szpik tej trzeciej kości jest zgniły. Okazało się jednak, że pominięte w oficjalnym raporcie próbki były dobre i udało się z nich wyizolować DNA. Ale to nie było to samo DNA co z dwóch pozostałych kości. "Podczas badań otrzymano profil DNA mężczyzny różny od tego, który zawarto w opinii laboratorium kryminalistyki KWP w Olsztynie dla kości udowej i talerza biodrowego" – stwierdził gdański badacz. A to mogło oznaczać, że albo kości z różnych zwłok pomieszano, albo celowo podmieniono.

To nie koniec bałaganu. Pawłowski stwierdził, że DNA z drugiej z trzech próbek fragmentu kości ramiennej zostało totalnie zanieczyszczone. Na skutek tego profil DNA z tej próbki jest "mieszany".

Prokuratorzy z Gdańska odkryli, że same fragmenty trzech kości, z których pobrano próbki (po trzy z każdej, czyli w sumie dziewięć próbek), zniknęły z laboratorium w Olsztynie. Zostało tylko samo wyizolowane z tych próbek DNA. Czy w takim razie rzeczywiście próbki pobrano z kości?

Czytaj dalej >>>



Nie wiadomo. A może pobrano je z zupełnie innego ciała? Profesor Pawłowski napisał: "Nie ma możliwości ustalenia, z jakiej tkanki wyizolowano DNA. Nie można jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie, jaki rodzaj substancji biologicznej (kość czy inny fragment ciała) poddano badaniom identyfikacyjnym".

Jednego jednak profesor był pewien. Bogdan Zalewski rzeczywiście wyciągnął trzy próbki z "nasady bliższej kości ramiennej prawej". DNA z tego badania było inne niż z pozostałych kości ciała, które 28 października 2006 roku olsztyńska prokuratura i policja znalazła pod Różanem. A w jaki sposób wycięto próbki ze zwłok owiniętych w metalową siatkę?

"Nieznany jest sposób pobrania materiału ze zwłok" – podsumował profesor Pawłowski.

Z nadkomisarzem Zalewskim nie udało nam się porozmawiać. Obecnie pracuje w referacie techniki kryminalistycznej Komendy Miejskiej Policji w Olsztynie. Był jednak na urlopie, a jego współpracownicy stwierdzili, że nie wiedzą, jak się z nim skontaktować.