Kością niezgody jest nowela ustawy o zakładach opieki zdrowotnej, która miała obowiązywać od 1 stycznia 2008 r. Zgodnie z nią lekarze zatrudnieni w szpitalach nie mogą pracować dłużej niż 48 godz. tygodniowo. Za każdą godzinę ponad ten limit medykom należy się ekstra wynagrodzenie, a pieniędzy na to nie ma.

Reklama

Przepisy przyjął Sejm poprzedniej kadencji. Za głosowali zarówno posłowie PO, jak i PiS. Zmusiło ich do tego orzeczenie Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. Chodzi o precedensowy wyrok ETS w sprawie pediatry z Nowego Sącza, dr. Czesława Misia. Lekarz wygrał proces odszkodowawczy za dyżury lekarskie. Szpital musiał mu zwrócić nadgodziny i udzielić dłuższego urlopu.

Szybko okazało się, że nowelizacja może się stać gwoździem do trumny naszej służby zdrowia. Jej wprowadzenie oznacza bowiem kompletny paraliż w wielu szpitalach. Do tej pory lekarze pracowali po 60 godz. tygodniowo i więcej. Do ich czasu pracy nie były wliczane dyżury. Nowa ustawa kompletnie to zmienia. Wczoraj rząd debatował, jak rozwiązać ten problem. I zdecydował, by ustawę opóźnić o rok. "Jej wprowadzenie było nadgorliwością w stosunku do wymagań Unii Europejskiej" - tłumaczył Donald Tusk i dodał: "Będziemy próbować wyjść z tego kłopotliwego klinczu przez roczne vacatio legis".

Przyczyna pata? Okazuje się, że w przyszłorocznym budżecie posłowie nie zdążyli zabezpieczyć pieniędzy na realizację ustawy. "Oszacowaliśmy, że koszt wprowadzenia nowych przepisów to prawie 700 mln zł. Środki miały pochodzić z Funduszu Pracy, tyle że ustawa o funduszu nie została przez Sejm przyjęta. Jej projekt wciąż leży w komisji" - przyznaje Bolesław Piecha, były wiceminister zdrowia. Krzysztof Grzegorek z PO, obecny wiceminister zdrowia, dodaje: "Podnosiliśmy ręce za tą ustawą, bo PiS nas zapewniało, że ma na to fundusze i że sobie poradzi. Tymczasem okazuje się, że nie ma pieniędzy, a my mamy przystawiony pistolet do głowy. Lekarze stawiają nas pod murem".

Reklama

Rzeczywiście, są rozwścieczeni. Nie zamierzają odpuścić rządowi. "Nie rozumiem, dlaczego premier Tusk popiera utrzymanie systemu niewolnictwa - denerwuje się dr Julian Wróbel z Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Radomiu. "Nieakceptowalne jest, żeby dawał sygnał dyrektorom szpitali, aby łamali prawo. Nowy system był szansą także dla pacjentów. Przemęczony i sfrustrowany lekarz jest zagrożeniem dla chorych!" - mówi zdenerwowany i zapowiada: "Będą pozwy i strajki".

Za Wróblem murem stoi Krzysztof Bukiel, szef Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy. "Pierwszy raz od 60 lat pojawiła się szansa na godną pracę lekarzy i momentalnie nam ją odebrano" - komentuje i zapowiada, że 7 grudnia na nadzwyczajnym zjeździe związku lekarze podejmą decyzję o formie ogólnopolskiego protestu. Odroczenie ustawy z pewnością trafi też przed Europejski Trybunał Sprawiedliwości. Łamie bowiem prawo unijne.

"Vacatio legis w tym przypadku jest bardzo poważnym błędem" - mówi prof. Marek Balicki (LiD), wiceszef sejmowej komisji zdrowia, i dodaje, że najlepszym wyjściem z sytuacji byłoby natychmiastowe naprawienie niedoróbek, które zawiera nowe prawo, przez wprowadzenie jasnych reguł dotyczących dyżurów oraz znalezienie w przyszłorocznym budżecie nie 700 mln, ale aż 2 mld zł na szpitalne nadgodziny.