Stasiak apeluje o zachowanie proporcji w informowaniu o uszkodzonym amerykańskim satelicie, który może spaść na terytorium Polski. Zdaniem gościa "Salonu Politycznego Trójki", prawdopodobieństwo, że uszkodzony satelita może wyrządzić jakiekolwiek straty jest znikome.

Reklama

Tego samego zdania jest szef MON Bogdan Klich. Wczoraj minister postawił jednak w stan wyższej gotowości wojskowe sztaby kryzysowe.

Amerykańskie wojska rakietowe spróbują w przyszłym tygodniu zestrzelić satelitę szpiegowskiego, który zszedł z orbity i krąży wokół Ziemi. Amerykanie czkają do środy, kiedy na Ziemię ma wrócić wahadłowiec Atlantis i dopiero potem wystrzelą rakietę.

W przypadku niepowodzenia tej operacji może zaistnieć prawdopodobieństwo, że satelita spadnie na Polskę. Ale to bardzo nikłe pradopodobieństwo, które szacuje się jak jeden do tysiąca.

Władysław Stasiak zaprzeczył też, że o uszkodzonym satelicie prezydent dowiedział sie od dziennikarzy. Media podawały, że choć MON poinformowało BBN o satelicie, szef Biura nie poinformował Lecha Kaczyńskiego o tej sprawie. "Nie śmiałbym tego nie zrobić" - tłumaczył Stasiak. Jego zdaniem problem w tym, że wiadomość dotarła wcześniej do dziennikarzy niż do BBN.

Reklama