"Tak bardzo cieszyłam się, że jestem w ciąży. Od pierwszych tygodni pokochałam to maleństwo" - wspomina Anna Witecka z Żyrardowa w woj. mazowieckim, dziś szczęśliwa mama 17-miesięcznej Wiktorii.

Przerażająca wiadomość o raku spadła na nią, kiedy była w szesnastym tygodniu ciąży. W Instytucie Onkologii w Warszawie lekarz powiedział, że konieczna jest natychmiastowa radioterapia. Dziecko tego nie przeżyje.

Reklama

"Nawet przez moment nie pomyślałam, że mogłabym usunąć ciążę. Jak mogłabym zabić maleństwo, które we mnie rosło? Podjęłam decyzję, że urodzę" - opowiada "Faktowi" pani Anna. Jej mąż Paweł wspierał ją w tej decyzji.

W ciąży przez dwa miesiące nie mogła spać. Ból rozsadzał jej miednicę. Pani Anna nie mogła brać leków, które uśmierzyłyby cierpienie. W połowie ósmego miesiąca ciąży okazało się, że potrzebna jest natychmiastowa operacja. Dziecko prawie się nie ruszało, lekarze podjęli decyzję o cesarskim cięciu.

Reklama

"Ania nawet wtedy była spokojna. Ja odchodziłam od zmysłów, a ona wierzyła, że wszystko będzie dobrze" - wspomina Róża Puławska, matka pani Anny. Zaraz po porodzie lekarze zabrali panią Annę na operację wycięcia macicy. Wiktorię mogła zobaczyć tylko przez chwilę.

"Wtedy miłość do niej wybuchła ze zdwojoną siłą. Czułam, że aby zwyciężyć tę chorobę, potrzebna jest wiara" - mówi kobieta. Wiktoria urodziła się prawie martwa. Musiała jednak odziedziczyć po swojej mamie wolę walki o życie. Z dnia na dzień stawała się coraz silniejsza. Rehabilitantka ze szpitala w Żyrardowie codziennie przez godzinę ćwiczyła wiotkie mięśnie dziewczynki. Tylko dzięki niej dziś dziecko jest sprawne.

Kiedy mała Wiktoria dochodziła do zdrowia, jej mama toczyła dramatyczną walkę o życie. Chemia, naświetlania i następna straszna wiadomość. Okazało się, że jest przerzut choroby. Na szwie, na brzuchu, zrobiła się narośl. "Lekarz z instytutu powiedział mi, że żona nie ma żadnych szans. Nigdy nie zapomnę jego słów: <Medycyna przegrała z chorobą>" - opowiada Paweł Witecki.

Reklama

Tylko wtedy ten jedyny raz pani Anna pomyślała, że to koniec. "Jednak przeżyłam zabieg" - wspomina mama Wiktorii. "Po nim przeszłam kolejne naświetlania i chemioterpię. W pewnym momencie nastąpił przełom. Choroba ustąpiła" - mówi.

"Lekarze nie dawali mi szans. A ja dzięki wierze żyję. Dzięki niej jestem szczęśliwą mamą i żoną" - cieszy się pania Anna.