Inne

"Nie wiem, czemu miałbym zabijać Sebastiana, skoro ja sam się o niego martwiłem... Gdy go szukałem, widziałem mężczyznę, który uciekał. Może to on zabił tego dzieciaka?! Ja znalazłem zwłoki, owszem, ale schowałem je, bo byłem lękliwy..." - przekonywał sąd oskarżony o jego bestialskie zamordowanie.

Reklama

Daniel K., siedząc na sali sądowej w żelaznej klatce dla najniebezpieczniejszych bandytów, nie przejmował się tym, że liczne dowody świadczą przeciwko niemu. Prokurator, który je zebrał, nie miał wątpliwości - zażądał dla oskarżonego dożywotniego więzienia bez prawa zwolnienia przez 30 lat - informuje "Fakt".

Ale Daniel K. robił wczoraj w sądzie w Świdnicy wszystko, żeby nie zapadł na niego wyrok. Zrozpaczonym rodzicom swojej ofiary zgotował piekło. Musieli raz jeszcze przeżywać śmierć swego syna. Słuchali, jak prokurator odczytuje szczegółową listę ran i opowiada, jak bandyta zabijał dziecko. Płakali, patrząc, jak oskarżony o zabicie ich Sebastianka stroi miny, kłóci się z sędzią i zarzuca śledczym fałszowanie dowodów. Matka chłopca Elżbieta płakała z bólu, a ojciec Ryszard, ocierając łzy, szeptał co chwilę: „Zabiję cię, morderco!” - czytamy w dzienniku.

Reklama

Sebastian Baran chciał uczyć się sztuki walk dalekiego wschodu. Kiedy poznał instruktora Daniela K., nikt nie przypuszczał, że to skończy się tragedią, która wstrząśnie całą Polską. Na początku na zajęcia chodziło kilkunastu chłopców. Potem uczestnicy się wykruszyli i został tylko Sebastian. Nikt nie zauważył, że instruktor zadurzył się w swoim uczniu. W listach do znajomych i rodziny pisał o nim jak o kimś bardzo bliskim - przypomina "Fakt"

Jak wynika z zebranego materiału śledczego, w głowie Daniela K. zrodził się makabryczny pomysł. Skoro nie może mieć chłopaka, zabije go. W maju 2006 r. umówił się z nim na wzgórzu Chełmiec pod Boguszowem Gorce. Sebastian nie spodziewał się niczego złego po swoim instruktorze. Ale to, co według prokuratora Daniel K. zgotował dziewięciolatkowi, przechodzi ludzkie wyobrażenie o okrucieństwie - ocenia dziennik.

Z akt sprawy można wyczytać, że najpierw skrępował go i powiesił na drzewie. Kiedy chłopiec zasłabł, ze związanymi nogami rzucił go na ziemię. Obnażył jego ciało i obmacywał. Sebastian przeżywał piekło. Nie wiedział, dlaczego osoba, której ufał, która budziła jego podziw i była wzorem do naśladowania, robi mu takie rzeczy - czytamy w "Fakcie".

Reklama

Na koniec morderca wyjął nóż. I dwa razy przejechał ostrzem po gardle chłopca. Trysnęła krew. Dziecko zostało też dwa razy pchnięte nożem w brzuch - pzypomina dziennik.

Później, jak ustalili śledczy, Daniel K. zapakował umęczone ciałko dziecka do worka i zostawił w lesie. Kiedy policja i rodzice rozpaczliwie szukali chłopca, instruktor zgłosił się do pomocy! To on powiedział policjantom, że ciało może być na górze. Od razu śledczy nabrali podejrzeń - informuje "Fakt".

Daniel K., mocny i silny przy dzieciach, okazał się słaby i tchórzliwy w policyjnej sali przesłuchań. Pękł przy pierwszych pytaniach i przyznał się do winy. Ale w sądzie próbował zgrywać ofiarę - ocenia dziennik.

Robił, co mógł, by odwlec mowę prokuratora. Udawał niewiniątko. Krzyczał, że akta sfałszowano. A na koniec ryczał: "Ja widziałem zabójcę, jak uciekał! Znalazłem ciało, ale byłem lękliwy, to je schowałem i nic nie mówiłem... "

Ale prokurator nie miał wątpliwości: "Oskarżony swoim czynem wykluczył się ze społeczeństwa. Nie można mu już podać ręki ani mu zaufać" - powiedział Wiesław Dworczak, żądając najwyższej kary - dożywotniego więzienia - informuje "Fakt".