Ten problem, wielokrotnie dyskutowany, wrócił po tym, jak Polskie Towarzystwo Ginekologiczne opracowało rekomendacje dla lekarzy w sprawie cięć cesarskich. Liczba takich zabiegów w Polsce konsekwentnie rośnie i stanowi już ok. 30 proc. wszystkich porodów. Autorów dokumentu niepokoi to, że kobiety decydują się na taką formę urodzenia dziecka tylko ze strachu przed porodem naturalnym. W sukurs lekarzom przyszła minister zdrowia Ewa Kopacz, która podkreśla, że cesarskie cięcie nie jest obojętne dla zdrowia kobiety.

Stanowisko PTG podzieliło zainteresowanych. Obrońcy cesarek podnoszą argument, że każda kobieta powinna mieć prawo decydowania o wyborze sposobu rodzenia. Przeciwnicy z kolei przypominają, że nawet Światowa Organizacja Zdrowia zaleca minimalizowanie liczby cesarskich cięć.

Reklama

p

Agnieszka Maryniak
mama 4-miesięcznego Tymona


W połowie ciąży zaczęłam poważnie zastanawiać się, jaka metoda porodu będzie najbezpieczniejsza dla mojego dziecka. Zrobiłam rekonesans: czytałam artykuły, wypytywałam lekarzy. Bilans wypadł jednoznacznie - dużo lepsze jest cesarskie cięcie. Moja znajoma położna powiedziała, że owszem, teraz się promuje naturalne porody, ale gdyby jej córki miały rodzić, to natychmiast by im poradziła cesarkę. To samo powiedziała mi lekarka pediatra. A wszystkie moje koleżanki, które rodziły pierwsze dzieci naturalnie, deklarowały, że chcą rodzić przez cesarskie cięcie. Nasłuchałam się też historii o zakażeniach dzieci przy porodzie, złamanych obojczykach, podduszeniu pępowiną, niedotlenieniu i innych powikłaniach. To mi wystarczyło, żeby razem z mężem podjąć decyzję, że chcę mieć cesarskie cięcie.

Oczywiście wiedziałam, że jest to inwazyjna i dość niebezpieczna dla kobiety metoda i że o wiele dłużej dochodzi się do formy. Ale dziecko było w tym momencie najważniejsze, dlatego wybrałam prywatną klinikę, żeby mieć możliwość wyboru i pełny komfort psychiczny. Pod koniec ciąży i tak się okazało, że dziecko jest bardzo duże, a ja mam drobną budowę. A na dodatek maleństwo miało jakieś powikłania z nerkami i to przeważyło szalę. Urodziłam 10 dni przed terminem przez cesarskie cięcie. I jestem bardzo zadowolona. Zapłaciłam w sumie 8,5 tys. zł, ale gdybym miała drugie dziecko, postąpiłabym tak samo. Jedyne, co było nieprzyjemne, to presja środowiska i nieprzyjemne uwagi, dotyczące tego, że dałam sobie wyjąć dziecko z brzucha.



p

Joanna Szyszko
tłumaczka, matka dwójki dzieci


Zawsze panicznie się bałam bólu porodowego. To było zupełnie irracjonalne, bo nie mam obniżonego progu bólu i wszelkie inne dolegliwości znosiłam bez większego problemu. Ale gdy tylko zaczynałam myśleć o porodzie, moja wyobraźnia podsuwała mi najczarniejsze wizje. Nie byłam sobie w stanie wyobrazić, że ciało dziecka może przecisnąć się przez moje drogi rodne.

Więc, gdy już w czasie ciąży dowiedziałam się, że powinnam rodzić za pomocą cesarskiego cięcia, bo kilka lat wcześniej odkleiła mi się siatkówka oka i to jest wskazanie do zabiegu, bardzo się cieszyłam. Pomyślałam wtedy, że widocznie to był palec Boży, dzięki któremu nie będę musiała rodzić siłami natury. Bo związany z tym wysiłek mógłby nawet spowodować utratę wzroku.

Mojego synka, dziś już 7-letniego, urodziłam przez cesarskie cięcie w szpitalu publicznym w Warszawie. Dziecko przyszło na świat zdrowe, za to ja odchorowałam zabieg. Rana po cięciu goiła się ponad pół roku, bo przyplątało się jakieś zakażenie.

Zupełnie inaczej było przy drugim dziecku. Rodziłam w prywatnym szpitalu Damiana, bo gdy pokazałam moje zaświadczenie w publicznym, lekarz oświadczył, że nie może ot tak wyznaczyć terminu cesarskiego cięcia. Zdecydujemy w trakcie porodu, czy cesarka jest konieczna - powiedział, a ja błyskawicznie zdecydowałam, że wolę zapłacić, niż być zdaną na łaskę tego ginekologa. W prywatnym szpitalu moje zaświadczenie o wskazaniach do zabiegu oczywiście zostało przyjęte. Urodziłam córeczkę w zaplanowanym wspólnie z lekarzem terminie. Rana pooperacyjna przestała boleć już po trzech dniach.







Reklama

p

Rozmowa zTomaszem Ścibichem, anestezjologiem

Renata Kim: Kobiety decydujące się na poród przez cesarskie cięcie często argumentują to strachem przed bólem podczas porodu naturalnego. Jako anestezjolog jakie rodzaje znieczulenia podaje pan rodzącym pacjentkom?
Tomasz Ścibich: Są dwa różne znieczulenia: jedno stosowane wtedy, gdy chcemy uśmierzyć ból porodowy - zewnątrzoponowe, i drugie, które jest standardowo podawane w czasie zabiegu cesarskiego cięcia - podpajęczynówkowe. To drugie jest dla anestezjologa technicznie łatwiejsze. Znieczulenie zewnątrzoponowe wykonywane wtedy, gdy kobieta rodzi siłami natury, wymaga od lekarza większej wprawy.

Ale czy jest dla kobiety bezpieczne? Mówi się przecież o tym, że źle wykonane znieczulenie może nawet spowodować paraliż.
Każde działanie medyczne związane jest z możliwością powikłań. Znieczulenie wykonane prawidłowo, sprawdzone i nadzorowane przez anestezjologa, jest bezpieczne. Wspomniany przez panią paraliż jest mitem pokutującym wśród pacjentów. Nie znam przypadku takiego powikłania, sporadycznie zdarzają się przemijające bóle korzeniowe wynikające z podrażnienia nerwów podczas wykonywania znieczulenia.

Co pan sądzi o stanowisku Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego, które zaleca lekarzom powstrzymywanie się od stosowania cesarskiego cięcia na życzenie?
Ja się z tym absolutnie zgadzam. Takie praktyki są dość powszechnie i wynikają ze strachu matek przed bólem oraz z uległości lekarzy położników. Ja sam znieczulałem pacjentkę do cięcia cesarskiego, które zakończyło się jej śmiercią. To była sytuacja, kiedy cięcie było rzeczywiście niezbędne, ale potem wystąpiły powikłania niewynikające z błędu lekarskiego. Takie sytuacje znałem wcześniej tylko z książek. I od tamtej pory jestem krytyczny wobec cięć cesarskich na życzenie. Bo to jest igranie z ogniem. Cesarka to operacja jak każda inna. 99 proc. operacji kończy się dobrze, ale zawsze pozostaje ten 1 proc., kiedy może się stać coś złego. Więc jeśli nie ma wskazań do cięcia, to głupotą ze strony matki jest narażanie swojego zdrowia. A niefrasobliwością ze strony lekarza jest narażanie pacjentki na niepotrzebną operację.

Dlaczego więc położnicy ulegają prośbom pacjentek? Bo cesarka jest dla nich wygodniejsza niż zwykły poród? A może dlatego, że z tego są niezłe pieniądze?
Ja nie chcę w to wnikać. Ale myślę, że lekarze ulegają pacjentkom, które potrafią na przykład powiedzieć, że jeżeli coś się stanie dziecku w czasie porodu fizjologicznego, "to ja się za pana wezmę". Matkom tymczasem wydaje się, że cesarka jest dla nich i dla dziecka lepsza. Myślą, że przyjdą, położą się, a za 10 minut dzidziuś będzie wyciągnięty z ich brzucha. Często mówią, że boją się, iż poród będzie się przedłużał, że dziecko będzie niedotlenione. Dobro swojego długo wyczekiwanego dziecka stawiają jako absolutny priorytet. Powtarzają sobie nawzajem takie opowieści i nakręcają spiralę leku przed naturalnym porodem. Wydaje mi się, że większa liczba cesarek wiąże się z lękiem przed bólem i potrzebą kontroli każdego aspektu życia.

Ale przecież takie historie naprawdę się zdarzają. Kobiety męczą się 20 godzin, a lekarze zwlekają z podjęciem decyzji o cesarce.
Taka decyzja jest zawsze wypadkową doświadczenia lekarza i położnej. To oni najlepiej wiedzą, co i kiedy robić. No i przecież niekoniecznie trzeba od razu ciąć, gdy kobieta nie może już wytrzymać bólu. Zawsze w każdym momencie porodu fizjologicznego można zastosować znieczulenie zewnątrzoponowe. To jest realna pomoc, mówiły mi o tym wszystkie pacjentki, które poprosiły o znieczulenie.

A jak rodziła pana żona?
To bardzo złożona historia. Żona była dwa razy w ciąży i dwa razy rodziła przy pomocy cesarskiego cięcia. Za pierwszym życie żony było zagrożone i dlatego konieczna była cesarka. W drugiej ciąży 2 lata później również wykorzystano cięcie, ponieważ wielu ginekologów twierdzi, że gdy raz zastosuje sie cesarkę, trzeba ją stosować również przy kolejnych porodach. Więc mimo że moja żona chciała rodzić siłami natury, lekarz stanowczo jej to odradził.

A gdyby przyszła do pana przyjaciółka w ciąży, twierdząc, że boi się porodu naturalnego, to co by pan jej doradził?
Jeśli rozważałaby cesarskie cięcie, powiedziałbym, że głupio myśli i jest nieświadoma tego, co niesie ze sobą operacja. Poleciłbym jej rodzenie siłami natury. Ze znieczuleniem, jeśli byłoby to potrzebne. Zwykle znieczulenie wystarcza. Kobieta nabiera nowego oddechu i poród rusza pełną parą. Bólu nie można całkiem wyłączyć, bo to może zepsuć kontakt między matką a położną. Niektóre kobiety mówią nawet, że odczuwając ból, czują się bezpieczniejsze, bo wiedzą, że rodzą.