W zapowiadanym szumnie strajku pocztowców, który miał sparaliżować przedsiębiorstwo, uczestniczy zaledwie 10 proc. pracowników. Nie oznacza to jednak, że protest przebiega niezauważalnie. Do strajku przyłączyły się załogi sortowni, w których rozdziela się i segreguje przesyłki, a więc miejsc kluczowych dla funkcjonowania poczty.

Reklama

Oficjalnie protestujący domagają się 537 zł podwyżki, dyrekcja poczty proponuje im 400 zł. Żądania pocztowców "Solidarności”, organizatorów strajku, budzą złość u innych związkowców. Wszyscy pytają ze zdziwieniem: po co ten strajk, skoro osłabia firmę, którą z pewnością czeka prywatyzacja? Dlatego akcji "Solidarności” nie poparły inne działające na poczcie centrale. "Nawet przedstawiciele "Solidarności”nie wiedzą chyba, o co im chodzi" - mówi przewodniczący zarządu Wolnego Związku Zawodowego Poczty Polskiej Piotr Moniuszko.

Wszystko wskazuje jednak na to, że to właśnie spodziewana prywatyzacja i profity z niej płynące są powodem protestu związkowców z "Solidarności”. "Jest wielki nacisk na rząd, by jak najszybciej dać pracownikom pakiet akcji pracowniczych, po 15 proc. dla każdego" - mówi nasz rozmówca z resortu infrastruktury, a więc właściciela Poczty. Akcje mogłyby być rekompensatą dla ludzi, którzy podczas przekształcania firmy z pewnością stracą pracę. Nieoficjalnie spekuluje się, że może to dotyczyć nawet 20 proc. pracowników. "Wiemy, że zwolnienia są konieczne i w końcu będzie wielka restrukturyzacja, ale niech przynajmniej ludzie nie odchodzą z pustymi rękami" - mówi bez ogródek jeden z protestujących.

Oficjalnie szefowie pocztowej "Solidarności” stanowczo zaprzeczają tej teorii. "Chodzi nam o podwyżki płac i poszanowanie pracownika" - mówi wiceszef związku Wiesław Gutowski. Zapewnia, że temat akcji nie pojawił się ani w negocjacjach, ani w wewnętrznych rozmowach władz "Solidarności”. Wiadomo jednak, że na 16 czerwca resort infrastruktury planuje okrągły stół w sprawie przyszłości firmy. "Jednym z ustaleń, jakie tam zapadną, może być przyspieszenie daty wejścia na giełdę, planowanego dziś raczej na 2011 r." - przyznaje nasz rozmówca z Ministerstwa Infrastruktury. Nie wyklucza tego także Gutowski. "To będzie okrągły stół nie tylko o strajku, ale o przyszłości firmy, więc temat prywatyzacji może się pojawić" - mówi.

Reklama

p

Prywatyzację Poczty Polskiej planował już rząd Kazimierza Marcinkiewicza. Na początku 2006 r. ustalono, że firma wejdzie na giełdę najpóźniej w 2011 r., a sam proces prywatyzacji będzie miał dwa etapy. W pierwszym PP zostanie przekształcona w spółkę Skarbu Państwa, a następnie część jej akcji trafi na giełdę.

Rząd Donalda Tuska przejął te plany i ogłosił, że trwają już intensywne przygotowania do prywatyzacji. Natychmiast zareagowali związkowcy. Zażądali od ministra Grabarczyka ustawy gwarantującej pracownikom prawo do pakietu akcji.

Prywatyzacja nie zagrozi na razie pozycji Poczty Polskiej. W ubiegłym roku Komisja Europejska przedłużyła bowiem termin otwarcia polskiego rynku usług pocztowych na 2013 r. Zachowanie monopolu sprawi natomiast, że akcje firmy będą bardzo atrakcyjne.