W spotkaniu wzięli udział: Andrzej Urbański, Krzysztof Rak, Hanna Lis i Aleksandra Zawłocka, szefowa Agencji Informacji TVP.Już od początku współpraca Hanny Lis i zespołu "Wiadomości "rozpoczęła się nie najlepiej. Dziennikarka podważała umiejętności dziennikarzy i próbowała zbudować nowy zespół. Próby ściągnięcia reporterów z Polsatu jednak się nie udały. Debiut Lis przesuwany był kilkakrotnie. W końcu się udało i dziennikarka poprowadziła "Wiadomości" w poniedziałek 2 czerwca - pisze "Fakt"

Reklama

Wydawało się, że wszystko pójdzie już jak z płatka. Niestety, pierwsze problemy pojawiły się w środę. Poszło o Lecha Wałęsę, Lis na początku programu poinformowała widzów, że "nowy dokument IPN mówi o niewinności Lecha Wałęsy". Zrobiła tak, mimo że przygotowana zapowiedź brzmiała inaczej. Dodatkowo na koniec stwierdziła od siebie: "No cóż, ale ujawniony dziś dokument, czyni tezę, że Wałęsa był agentem bezpieki, jeszcze trudniejszą do udowodnienia". Pojawiły się zarzuty, że Lis, zamiast informować o faktach, wygłasza swoje prywatne poglądy - zauważa bulwarówka.

Na tym jednak się nie skończyło, w czwartek doszło do kolejnego poważnego konfliktu między nią a Krzysztofem Rakiem. Dziennikarka odmówiła puszczenia materiału o reprywatyzacji. Jego autorem był Piotr Czyszkowski związany wcześniej z programem "Misja specjalna". Hanna Lis, jak pisze bulwarówka, stwierdziła, że informacja jest nierzetelna i stronnicza. Mimo że na jej prośbę materiał przemontowano, Lis odmówiła poprowadzenia "Wiadomości", wyjaśniając, że musi się pilnie spotkać z Urbańskim. Zamiast niej na ekranie zobaczyliśmy Jarosława Kulczyckiego.

Jak dowiedział się "Fakt", cały problem polegał na tym, że Hanna nie chciała zapowiadać materiału, gdyż jego autorem był właśnie Czyszkowski - człowiek kojarzony z Ziobrą i PiS-em. Właśnie wtedy na oczach zespołu doszło do ostrej wymiany zdań między Hanną a jej szefem Krzysztofem Rakiem. Oboje mieli sobie wykrzyczeć, że nie wyobrażają sobie wspólnej pracy i że wręcz jej nie chcą. Gdy emocje opadły, wszyscy zaczęli się zastanawiać, co z całą sprawą zrobić.

Reklama

Urbański, który od początku był głównym zwolennikiem przyjęcia Hanny Lis do "Wiadomości", ponoć wściekł się, jak zauważa bulwarówka, i stwierdził, że taka sytuacja nie może się więcej powtórzyć, bo wyciągnie konsekwencje. Oficjalnego oświadczenia jednak nie wydał. "Po całej tej kłótni Hanka pytała kolejno dziennikarzy, czy będą stać za nią czy nie, zamiast być liderką ona skłóca zespół" -powiedział "Faktowi" jeden z dziennikarzy.

"Gdyby to inny prowadzący postąpił tak jak Hanna, pewnie by od razu poleciał, zwłaszcza za materiał o Wałęsie. <Wiadomości> to nie jej autorski program publicystyczny" - dodaje. Na wczorajszym kolegium Rak stwierdził że decyzje personalne będą podejmowane wyłącznie przez dyrekcję, jasno dał więc do zrozumienia, że na skład redakcji Lis nie będzie miała wpływu. Teraz w całą sprawę osobiście zaangażował się prezes Urbański i wezwał skłóconych do dobrej współpracy - komentuje "Fakt".

"Tak naprawdę wszyscy zastanawiają się, jak to wszystko rozwiązać, chyba jednak nikt nie ma sensownego pomysłu" - powiedział bulwarówce jeden z pracowników Telewizji. "Hanna to trudna osoba, jest kapryśna, konfliktowa i uparta, jak coś jej nie wychodzi, to ma pretensje do całego świata, tylko nie do siebie. Powoli wszyscy są już tym zmęczeni, bo ona co chwilę ma jakiś problem" - dodaje. Kolejne prowadzenie Lis ma w poniedziałek. Jak dowiedział się "Fakt", Telewizja już się zabezpiecza i wyznaczyła innego prowadzącego, który ma być gotowy do występu na wypadek, gdyby dziennikarka znów odmówiła poprowadzenia serwisu