Inne

"Moje łzy po stracie ukochanego syna nigdy nie wyschną" - mówi jego matka Zofia Cisowski. "Jechał do mnie, do Kanady, by zacząć nowe życie, a znalazł śmierć..."

Reklama

Pani Zofia wyjechała z Polski 20 lat temu za chlebem. Sprzątała mieszkania i biura. Jej syn zawsze mógł liczyć na pieniądze od mamy. Przez 20 lat marzył o tym, że do niej pojedzie, ale ciągle coś go w Polsce trzymało. A to praca, a to związek. "Kiedy rozstał się z kobietą, z którą żył od lat, zdecydował się do mnie przyjechać. Zamknął konto w banku, zakończył wszystkie sprawy, wsiadł w samolot i wyruszył w podróż życia" - opowiada "Faktowi" pani Zofia.

Ta podróż zakończyła się, nim opuścił lotnisko w Vancouver. Do dzisiaj nie wyjaśniono okoliczności jego tragicznej śmierci w październiku 2007 r. Kiedy przyleciał do Kanady, był zdezorientowany i zgubił się. Nie mówił po angielsku. Przez 10 godzin błąkał się po terminalu i nikt nawet się nim nie zainteresował.

Reklama

"Ja w tym czasie w poczekalni usiłowałam dowiedzieć się, co z nim się stało. Pytałam, czy przyleciał, ale nikt nie umiał mi udzielić informacji" - wspomina pani Zofia. W pewnym momencie zdenerwowany Robert Dziekański rzucił krzesłem. Ochrona odizolowała go w przeszklonym pomieszczeniu. Wtedy do akcji weszli policjanci. Kiedy wykończony już psychicznie mężczyzna zobaczył mundury, wpadł w panikę. Wtedy policjanci porazili go paralizatorem. Mężczyzna zmarł na miejscu...

Polskie śledztwo w sprawie śmierci Dziekańskiego zostało zawieszone, ponieważ strona kanadyjska nie przekazała dotąd żadnych dokumentów, o które prosili nasi prokuratorzy. Kolejne przesłuchania w Kanadzie zaplanowano na październik.