W USA wzrosła liczba zabiegów upiększających w ostatnich latach aż o 800 proc., a w Europie o 400 proc. Także i w naszym kraju rośnie popyt na takie usługi. "Pracuję od 12 lat w zawodzie i w tym roku zgłosiło się o 150 proc. więcej pacjentów niż dwa lata temu" - przyznaje chirurg plastyczny Maciej Charaziński.

Reklama

Zmienia się także motywacja, dla której Polacy zgłaszają się do lekarzy, którzy mają sprawić, że będziemy wyglądać młodziej. "To coraz częstsze zjawisko, że zgłaszają się osoby, które proszą o poprawienie wyglądu tylko i wyłącznie dlatego, że chcą sobie poprawić sytuację na rynku pracy" - mówi chirurg plastyczny Andrzej Sankowski.

Tak właśnie zrobiła Dorota. Wysoka szczupła 42-latka pracuje w biznesie od wielu lat. W pracy zawsze korzystała z atutu, jakim jest jej uroda. "Wygląd to moja wizytówka. Od tego, jak oczaruję mężczyznę, często zależy, czy negocjacje zakończą się sukcesem" - opowiada Dorota.

Jednak od pewnego czasu zaczęła mieć wrażenie, że otaczają ją coraz młodsze kobiety. "Poczułam się stara i nieatrakcyjna. I na 40. urodziny zafundowałam sobie botoks. Od tego czasu miałam kolejne trzy zabiegi" - tłumaczy Dorota.

Podobnie zrobiła Małgosia, która ma 30 lat. "Zoperowałam sobie nos i wygładziłam skórę. Pracuje w biznesie, a tutaj świetny, zdrowy i energiczny wygląd to podstawa" - opowiada.

Reklama

To także przyczyna, dla której do gabinetów zgłaszają się mężczyźni. "Szczególnie panowie po 40." - tłumaczy Sankowski. "Poprawiałem wygląd pewnego pracownika linii lotniczych. Miał koło 50. i jego zmartwieniem było to, że nie awansował. Przyznał, że choć posiada ogromną wiedzę i doświadczenie, to karierę robią osoby dużo od niego młodsze" - opowiada chirurg.

Jednak psycholodzy ostrzegają, że to złudne myślenie. "Po pierwsze, poprawa wyglądu nie zadecyduje o tym, że nie stracimy pracy albo dostaniemy lepszą. Po drugie, zrobiono kiedyś badania, mówiące o tym, że właśnie osoby bardzo skupione na wyglądzie są oceniane w pracy jako mniej kompetente" - mówi Anna Sasin, psycholog zdrowia.