Pedagodzy nie mają wątpliwości, że to dobry zwyczaj. Radzą jednak, by nie kierować się jedynie porywem serca, ale starannie przemyśleć decyzję o zaopiekowaniu się sierotą.

W przeciwnym bowiem razie - ostrzegają specjaliści - to, co miało być rodzinną sielanką, może skończyć się nieszczęściem. Do dyrektora Domu Dziecka w Chorzenicach zgłosiła się kiedyś kobieta, która chciała zabrać do siebie na święta jedną z dziewcząt. "Jeszcze w trakcie świąt została odwieziona z powrotem" - opowiada Wojciech Główczyński. Kobieta twierdziła, że nastolatka nie spełniła jej oczekiwań. "Była trudna jak każde dziecko z domu dziecka. Jeśli ludzie są nastawieni na to, że te dzieci nie będą sprawiać kłopotu, niech lepiej się nie decydują na uprzyjemnianie im świąt, bo mogą wyrządzić więcej szkody niż pożytku" - mówi Główczyński. Podobnego zdania jest wicedyrektorka Domu Małego Dziecka w Łodzi Ewa Seweryńska, która dodaje twardo: "My nie wypożyczamy dzieci, bo one przywiązują się do ludzi, którzy chcą się nimi zaopiekować".

Reklama

Jednak w innych placówkach rzadko można usłyszeć takie przestrogi. Zazwyczaj opiekunowie opowiadają, że ich wychowankowie są spragnieni bliskości. Milczą natomiast o tym, że dorastające bez rodziców maluchy są nieposłuszne. Efekt? Rozczarowani opiekunowie nie zapraszają dziecka na kolejne święta. I to dopiero jest prawdziwa tragedia. "Ono po raz kolejny w życiu przeżywa odrzucenie" - ostrzega psycholog dziecięcy Anna Gabryś.

p

KATARZYNA SKRZYDŁOWSKA-KALUKIN: Dlaczego zabiera pani do siebie na każde święta dziewczynkę z domu dziecka?
MAŁGORZATA JESZKE*:Zawsze było mi żal dzieci z domów dziecka, szczególnie w czasie świąt. Wyobrażałam sobie, jak siedzą smutne i nie mają nikogo, kto mógłby je przytulić. Chciałam im jakoś pomóc. Okazja nadarzyła się, kiedy z powodów zawodowych odwiedzałam dom dziecka na północy Polski. Tam poznałam Irenkę.

Reklama

Dlaczego zwróciła pani uwagę akurat na nią?
Ona jako jedyne z dzieci nie wyjeżdżała na święta do rodziny. Miała wtedy cztery lata. Była nieśmiała, spragniona bliskości, ciągle wyznawała mi miłość. Wyobrażałam sobie, że nasze wspólne święta będą sielskie. Że to będzie ważne dla jej rozwoju emocjonalnego, bo damy jej ciepło i dobre wzorce na przyszłość.

Czy rzeczywiście te święta były sielskie?
Było przyjemnie. Było niecierpliwe czekanie na Mikołaja i radość z prezentów. W końcu nadszedł czas powrotu do domu dziecka. Bałam się tego momentu, rozdzierającego płaczu, odrywania jej od siebie, ale nic takiego się nie stało. Szłyśmy w podskokach, a Irenka na głos planowała, co będzie opowiadać swoim siostrom. Od tamtej pory zabieram ją zawsze na Boże Narodzenie, Wielkanoc, wakacyjne wypady i czasem weekendy. Ostatnio jednak przeszłam poważny kryzys.

Reklama

Co się stało?
Z każdym rokiem Irenka coraz mniej przypominała to bezbronne dziecko, którym kiedyś była. Zaczęło się od rywalizacji z moją córką Marysią. Typowy scenariusz kłótni wyglądał tak: Marysia chciała pokazać, że to ona jest w domu najważniejsza i oczekiwała ode mnie potwierdzenia. Irenka chciała tego samego. A ja starałam się być bezstronna, więc obie dziewczyny wpadały w złość. Marysia czuła się zdradzona, robiła się nieznośna. A Irenka czuła się odrzucona, więc robiła na złość Marysi. W tym momencie włączał się mój mąż, który odruchowo bronił córki. Wszyscy byli na siebie obrażeni.

Czy takie sytuacje zdarzają się często?
Za każdym razem, gdy Irenka jest u nas. Ostatnio np. Marysia pokazała jej swój skarb - kolekcję karteczek z postaciami z pewnej bajki. Kiedy się pokłóciły, Irenka złapała karteczki i zniszczyła. Marysia w płacz, ja z pretensjami do Irenki. Ona zamknęła się w pokoju, a kiedy do niej weszłam, popatrzyła mi w oczy z taką nienawiścią, że poczułam ciarki na plecach. Kiedy więc teraz zaczęło się zbliżać Boże Narodzenie, pomyślałam z niechęcią, że znowu z powodu Irenki będzie nerwowo. Zaczęłam zadawać sobie pytanie, czy mam prawo robić to swojej rodzinie. Przecież widzę, że z tym dzieckiem dzieje się źle. Ma osiem lat, a jest zbuntowana, ma podwórkowe słownictwo i maniery. Ostatnio pomyślałam, że kiedyś zostanie szefową gangu. Bałam się też, że Marysia zacznie przejmować od niej złe nawyki.

Czy pedagodzy z domu dziecka przygotowali panią na takie problemy?
W ogóle mnie nie przygotowali. Kiedy za pierwszym razem chciałam się dowiedzieć, jaki ma rytm dnia, jakie może sprawiać problemy, nie uprzedzili mnie nawet, że dziecko moczy się w nocy, bo ma chorobę sierocą. Myślę, że szefowie domów dziecka boją się, że kiedy przygotują ludzi na to, co ich czeka, nikt nie zabierze dzieci na święta. Znam ludzi, którzy po pierwszych nieudanych świętach zniechęcili się.

A pani się nie zniechęciła?
Nie. Bo dotarło do mnie, że przecież ja jestem za to dziecko odpowiedzialna. Jestem jej ciocią, rodzinką zaprzyjaźnioną, jak to się mówi w domu dziecka, i nie mogę jej zostawić tylko dlatego, że zaczęła sprawiać problemy. Wiele nad tym myślałam i zrozumiałam, gdzie robię błąd. Biorąc ją po raz pierwszy, spodziewałam się obrazków rodem z kina familijnego: kolędy przy choince, swetry w reniferki, dzieci w zgodzie. Tymczasem Irenka to dziecko trudne, a nie słodki aniołek. Jej świat to dom dziecka, gdzie zamiast rodziców są wychowawcy, gdzie dzieci się biją, gdzie trzeba umieć walczyć o swoje, bo inaczej się zginie. A ja próbowałam stosować wobec niej te same metody wychowawcze, które stosowałam wobec swojej córki. To był błąd. Irenka będzie u nas w tym roku na święta, to decyzja całej rodziny. Po prostu będziemy pamiętać, że nie możemy od niej wymagać niemożliwego. Bo dla Irenki prośby o to, by dzieliła się z Marysią zabawkami, są absurdalne, bo ona jest przyzwyczajona, że zabawki trzeba chować. Spróbujemy zacząć wszystko od nowa.

Więc co by pani poradziła ludziom, którzy zastanawiają się, czy wziąć na święta dziecko?
Niech biorą. Bez względu na wszystkie trudności warto, bo dla tych dzieci święta u rodziny to coś, czym mogą żyć przez następny rok. Jednak nie powinni decydować się na to ludzie, którzy spodziewają się, że taka opieka nie wiąże się z żadnymi problemami. Robienie dobrych uczynków nie jest łatwe.

*Małgorzata Jeszke jest specjalistką od HR, ma 34 lata