Prom płynął ze Świnoujścia do Ystad, miał wyjść z portu około 22, jednak ze względu na remont furty rufowej miał dwie godziny spóźnienia. Zaraz po wyjściu w morze marynarze starali się nadrobić opóźnienie. Mineli prom MF Silesia, który opuścił port pięć minut przed Heweliuszem. Pogoda na morzu była fatalna - fale wysokie na sześć metrów, wiatr wiejący z prędkością 180 km/h i pył wodny ograniczały widoczność.

Reklama

Około 4 nad ranem silny huragan uderzył w prom i ten zaczął się przechylać. Pozrywały się liny przytrzymujące ciężarówki, auta zaczęły się przemieszczać zwiększając jeszcze przechył statku. O 5.12 nad ranem prom przewrócił się u wybrzeży Rugii.

W katastrofie zginęło 55 osób - 20 marynarzy i 35 pasażerów. Części ciał nigdy nie odnaleziono. Większość osób przeżyła samą katastrofę, jednak część zginęła z powodu zimna - wysokie fale zalewały wnętrza tratw ratunkowych, temperatura wody wynosiła 2 stopnie Celsjusza. Ludzie zginęli też z powodu błędów służb ratowniczych - Niemcy ze statku Ascona nie schodzili do rozbitków, a jedynie zrzucali im siatki, po których ci mieli wspinać się na pokład.

Jako przyczynę tragedii Izba Morska uznała zły stan techniczny promu i błędy kapitana. Sprawa trafiła do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Według Trybunału Izby Morskie w Gdyni i Szczecinie rozpatrując sprawę były stronnicze - pominęły istotny materiał dowodowy i nie przesłuchały istotnych świadków, a sędzia, który prowadził postępowanie później orzekał w sprawie. Trybunał w 2005 roku przyznał odszkodowanie członkom rodzin ofiar.

Reklama

Wrak Heweliusza osiadł na głębokości 27 metrów i leży do góry dnem 20 mil na północny wschód od wybrzeży Rugii. Miejsce oznaczone jest kilkumetrową pomarańczowo-czarna boją i jest chętnie odwiedzane przez płetwonurków. Jednak wrak nadal jest niebezpieczny - we wrześniu zeszłego roku podczas penetrowania promu zginął polski nurek.