W samym Świdwinie mieszkają już tylko dwie wdowy po pracujących tu jedenastu żołnierzach z CASY. Jedna jest w pobliskim Połczynie, a w Mirosławcu też zostały już tylko dwie kobiety. Reszta rozjechała się po całej Polsce. Wróciły do swoich rodzinnych stron. Niedawno znajoma jednej z nich spontanicznie zapytała: Jak ci się żyje bez męża? Radzisz sobie jakoś? "Zapytaj za dziesięć lat..." - odpowiedziała wdowa.

Reklama

Większość kobiet nie może jeszcze zdobyć się na rozmowę. "Mąż zadzwonił z Warszawy. Powiedział, że będzie w domu o 19.30. On był zawsze bardzo punktualny" - wspomina po roku Iwona Piłat, wodwa po Jerzym Piłacie, dowódcy z Mirosławca. Dokładnie pamięta, że krzątała się wtedy po ich wynajmowanym w miasteczku mieszkaniu. "Coś porządkowałam" - mówi. Nagle usłyszała ryk syren.

Najpierw straż, potem karetki. Wybiegła na balkon. "Pojazdy jechały w stronę lotniska. Włączyłam telewizor i już wszystko było jasne. Zaraz potem rozdzwoniły się telefony" - opowiada. Gdzieś w niej tlił się cień nadziei, że mąż zdążył wyskoczyć, że może stał się cud. Rozsądek podpowiadał jednak co innego. Żona pilota przecież doskonale wie, jak wygląda CASA. Jeśli tak duży samolot runął na ziemię, nikt nie miał żadnych szans.

Wdowy mówią, że pierwszy rok minął jak jeden dzień. Na załatwianiu formalności, na organizowaniu pogrzebów, a potem bieganinie w sprawach mieszkań czy pracy. "Teraz czeka nas zwykła szara codzienność. Czuję, że jest mi coraz trudniej" - mówi DZIENNIKOWI jedna z kobiet.

Reklama

Niektóre z wdów mają wiele żalu do MON. Uważają, że oprócz rent, jakie dostały po mężach, należą im się doszkodowania od sił zbrojnych. Niewykluczone, że po zakończeniu prokuratorskiego śledztwa w sprawie katasrofy, będą sądzić się z resortem obrony narodowej.

Samolot transportowy CASA leciał z Warszawy, przez Powidz i Krzesiny do Mirosławca. Potem miał jeszcze lecieć do Świdwina i zakończyć kurs w Krakowie. Na pokładzie byli wojskowi, którzy właśnie wracali z konferencji o bezpieczeństwie lotów. Maszyna rozbiła się w lesie pod Mirosławcem, niespełna kilometr od pasa lotniska, dokładnie o godz. 19:07.