Wątpliwości, co do przyczyn tragedii ma również prokuratura, która przedłużyła śledztwo.

W lesie obok lotniska w Mirosławcu odbyły się rocznicowe uroczystości ku czci ofiar tragedii. "Zostali pokonani nie w walce, ale przez los" - mówił do zgromadzonych rodzin lotników minister obrony Bogdan Klich. Niespełna rok temu to on nadzorował powstawanie raportu, który odsłaniał przyczyny katastrofy. Raport składał się z miniraportów, które pisali specjaliści zgrupowani w podkomisjach.

Według ustaleń TVN ostateczny kształt dokumentu i wnioski są sprzeczne z miniraportami. Chociaż jeden z nich wyraźnie stwierdza, że kontrolerzy lotu działali zgodnie z wszystkim procedurami, to zupełnie inaczej brzmi raport końcowy, w którym wytyka się im katastrofalne w skutkach błędy.



Reklama

Minister Klich odpierał zarzuty stawiane w mediach, twierdząc, że raport jest rzetelny. Ale eksperci mają podzielone zdania.Tymczasem jak ustalił DZIENNIK, sprawa miniraportów nie wyczerpuje wszystkich wątpliwości.

Według profesjonalnego serwisu amerykańskiej Fundacji Bezpieczeństwa Lotów (Flight Safety Foundation), który powołuje się na ustalenia polskiej komisji badającej katastrofę, w samolotowym systemie GPS brakowało "modułów kryptograficznych". "Oznacza to, że GPS nie odbierał współrzędnych z satelity" - tłumaczy nam pilot wojskowy mający na koncie ponad 5 tys. godzin w powietrzu.

To niezwykle istotne, gdyż w CASIE ten system miał współdziałać z kluczowym systemem IRS. To dzięki temu systemowi pilot mimo fatalnych warunków pogodowych wie, jakie jest położenie maszyny wobec lotniska.



"Brak modułów w odbiornikach GPS powoduje, że system IRS jest praktycznie bezużyteczny" - czytamy na stronach amerykańskiej fundacji.

>>>Przeczytaj co o katastrofie CASY pisze amerykańska Fundacja Bezpieczeństwa Lotów

Dlaczego? "Jeżeli jest niesprawny GPS to IRS będzie pokazywał głupoty, będzie dawał błędne wskazania o położeniu samolotu. On właśnie dzięki GPS-owi potrafi określić położenie samolotu, bo ma punkty odniesienia z satelitów" - wyjaśnia nasz rozmówca.

Czy pilot mógł lądować i nie korzystać z tego systemu? "To niemożliwe. Nawet jeśli nie był przeszkolony do używania systemu IRS, to musiał patrzeć na wyświetlacz, który czerpie dane z IRS, bo to drugi - po sztucznym horyzoncie - wskaźnik w samolocie, który pilot ma przed oczyma. Patrzył więc na to i był kompletnie zdezorientowany" - tłumaczy nasz rozmówca.

Choć w raporcie sporządzonym przez komisję MON mówi się, że brakowało modułów w GPS, to już konkluzje - zdaniem pilotów - są zadziwiające.







"Przed zderzeniem samolot był sprawny technicznie (...) nie stwierdzono związku przyczynowego pomiędzy stanem technicznym a zaistniałym zdarzeniem" - napisali specjaliści ministerstwa.

Jak ustalił DZIENNIK, system bezwładnościowy był niesprawny od dnia sprowadzenia samolotu do Polski z Hiszpanii. "Rozmawiałem z członkiem załogi, która sprowadzała maszynę do Polski. Już w trakcie tego lotu system się rozsynchronizował. Piloci używali innych pomocy nawigacyjnych, żeby dolecieć do Polski" - mówi pilot z 25-letnim stażem w lotnictwie wojskowym. Po przylocie do Polski systemu nie naprawiono. "Dowództwo Sił Powietrznych dopuściło ten samolot do lotów. Krakowska jednostka złożyła reklamację, czekała na decyzję Dowództwa, ale jej nie było" - mówi nasz rozmówca.

Polski raport mówi tylko, że sprowadzeniem modułów miał zająć się Inspektorat Wsparcia Sił Zbrojnych. I tyle. Nikt nie pyta o to, kto dopuścił nie w pełni sprawną maszynę do lotów.

Skąd takie sprzeczności w raporcie i dlaczego o awariach nie mówi się w nim wprost? "Od początku krytykowałem raport, bo podawał błędy ludzkie za jedyne i niepodważalne powody katastrofy. Tymczasem zbyt dużo było sygnałów o różnych technicznych problemach" - mówi sekretarz Krajowej Rady Lotnictwa Tomasz Hypki.

W raporcie mówi się o tym, że bezpośrednią przyczyną katastrofy było nieświadome dopuszczenie przez załogę do nadmiernego przechylenia samolotu, ale już nikt nie pyta kto dopuścił nie w pełni sprawny samolot do eksploatacji.







Reklama