Męża Joanny Słupskiej z Przemyśla sąd rodzinny już trzy razy kierował na leczenie antyalkoholowe. "Mirek szedł na nie, odhaczał się na policji i następnego dnia ze szpitala wychodził" - opowiada DZIENNIKOWI 35-letnia kobieta. "Stwierdzał po prostu, że chory nie jest i w szpitalu siedzieć nie będzie".

Reklama

Podobnie jak Słupski co roku postępuje tysiące alkoholików. Jak podaje Państwowa Agencja Rozwiązywania Problemów Alkoholowych, w ubiegłym roku przymusowy odwyk sądy orzekły w stosunku do 56 tysięcy osób. Blisko 15 tysięcy spośród nich wciąż oczekuje na leczenie, a ponad połowa nigdy na nie nie trafi. Nie wiadomo jak wielu "leczyło” się tylko przez jeden dzień. "Te problemy wynikają nie tylko z braku miejsc w specjalistycznych ośrodkach lecznia. Głównym powodem jest to, że zmuszani do odwyku robią, co mogą byle by na to leczenie nie trafić" - mówi nam szef Państwowej Agencji Rozwizywania Problemów Alkoholowych, Krzysztof Brzózka.

"Zbyt często takie sądowe leczenie to fikcja" - potwierdza doktor Bohdan Woronowicz, specjalista leczenia uzależnień z Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie. "Znakomita większość skierowanych przez sądy rodzinne na leczenie zupełnie się tym nie przejmuje, bo wiedzą, że nie ma żadnej sankcji wykonania tego postanowienia. Nie lepiej jest ze tymi skierowanymi przez sądy karne. Zdarzają nam się sytuacje, że policja przywoziła takiego delikwenta, zostawiała go nam, odjeżdżała, a tuż za nią zmywał się dowieziony na leczenie. I nie było go jak zatrzymać, bo przecież nie będziemy się z nim szarpać" - dodaje Woronowicz.

Stąd wziął się nowy pomysł na leczenie alkoholików. Wiosną pod rządowe obrady trafi nowelizacja ustawy o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi. Nowelizacja ta przynosi rewolucyjne zmiany. Najważniejszą jest zlikwidowanie przymusowego leczenia odwykowego. Zamiast niego sądy mają dawać alkoholikowi wybór: albo znajdzie sobie sam osrodek odwykowy i pójdzie się leczyć, albo czeka go więzienie.

Reklama

Choć ta groźba więzienia ma być stosowana tylko w stosunku do tych osób, które pod wpływem alkoholu zadarły z prawem, to eksperci podkreślają, że łamaniem prawa są także sprawy, które do tej pory często trafiały tylko do sądu rodzinnego. "Jeżeli alkoholik dopuszczał się przemocy rodzinnej, to przecież też jest przestępstwo i może trafić do sądu karnego, a tym samym być zagrożone więzieniem" - mówi Woronowicz.

Pomysł podoba się terapeutom. Znacznie mniej jednak przypadł do gustu Mirosławowi, mężowi Słupskiej. "Jak to do więzienia za picie? Nie wierzę" - denerwuje sie mężczyzna. "Za awantury pod wpływem alkoholu miałem do tej pory tylko sąd rodzinny".