Kryzys finansowy spustoszył portfele większości Polaków - ale nie wszystkich. Okazuje się bowiem, że od 1 września przez ostatnich pięć miesięcy istniały możliwości zarobienia naprawdę dużych pieniędzy.

Wielkie powody do radości miałby dziś ten, kto jeszcze we wrześniu kupiłby 50 metrowe mieszkanie w kamienicy pod odpowiednim adresem i właściwie zainwestował w fundusz 100 tysięcy - wydałby łącznie 545 tys, ale dziś posiadałby równowartość 604 tysięcy. Ale uwaga, mając te same pieniądze do dyspozycji można było - kupując „toksyczne” akcje i przepłacając za mieszkanie zostać dziś tylko z majątkiem wartym zaledwie 375,5 tysięcy złotych!

Reklama

Los na loterii wygrali na przykład ci, którzy zdecydowali się kupić udziały w funduszu hedgingowym SuperFund C. Jak wynika z obliczeń Emila Szwedy, analityka Open Finance, ktoś, kto zainwestowałby 1 września 2008 100 tysięcy złotych do 27 stycznia zarobiłby aż 66,6 procent. Po odliczeniu tzw. „podatku Belki” (od dochodów kapitałowych), zyskałby prawie 54 tys złotych czystego zysku.

Prawie tak samo dobrą decyzją był zakup dolarów. W ciągu pięciu miesięcy amerykańska waluta zyskała na wartości aż 46,1 procent. Z prostego rachunku wynika, że 100 tysięcy złotych wydane na dolary, dałoby dzisiaj ponad 146 tysięcy.

Reklama

DZIENNIK znalazł również inne inwestycje, takie, które od 1 września przyniosłyby rekordowe straty, grożące całkowitą ruiną. Bardzo złym ruchem finansowym, jaki można było wykonać, był zakup udziałów w funduszu ING Rosja EUR. Z zainwestowanych we wrześniu 100 tysięcy zostałoby dziś zaledwie 36,5 tysiąca. W tym czasie fundusz stracił bowiem aż 63,5 procent.

Co ciekawe, mimo głębokiego kryzysu na rynku nieruchomości, w ciągu ostatnich czterech miesięcy można było jednak kupić mieszkanie z zyskiem. 50-metrowe mieszkanie na ulicy Słowackiego w Warszawie na Starym Żoliborzu, w budynku z 1930 roku, czyli zbudowanego z cegły we wrześniu 2008 roku kosztowało 445 tys. złotych. Dziś ten sam metraż, też na ulicy Słowackiego (wg portalu oferty.net) w domu z 1928 roku kosztuje 450 tysięcy złotych. Cena wzrosła więc z 8900 złotych za metr kwadratowy do 9 tysięcy złotych.

Zupełnie nietrafionym zakupem było jednak podobne, bo 50-metrowe, mieszkanie w Ursusie, na ulicy Wojciechowskiego na osiedlu z wielkiej płyty z lat 70. We wrześniu kosztowało 440 tysięcy złotych, czyli 8800 złotych za metr kwadratowy. Dziś 47-metrowe mieszkania na tym samym osiedlu, na portalu dominporta.pl kosztuje 339 tysięcy (to cena wywoławcza, którą można jeszcze stargować), czyli 7,2 tysiąca za metr. To znaczy, że 50-metrowe kosztowałoby dziś około 360 tysięcy złotych, czyli o 80 tysięcy złotych mniej niż 5 miesięcy temu.

Reklama

Ale prawdziwy koszmar to zakup mieszkania na kredyt obliczany we franku szwajcarskim. "Ktoś, kto kupiłby mieszkanie za 500 tysięcy złotych i przeznaczył 100 tysięcy na wkład własny, miałby dziś mieszkanie warte 450 tysięcy i kredyt sięgający ponad 591 tysięcy złotych. W tym momencie inwestor ma stratę ponad 141 tysięcy, czyli znacznie więcej niż zainwestował" - mówi Emil Szweda.

Nawet kupując samochód w ciągu ostatnich miesięcy można było boleśnie odczuć kryzys dotykający branżę motoryzacyjną - albo świetnie na tym skorzystać. Model Renault Espace, który kosztował 180 tysięcy złotych we wrześniu - dziś, po doliczeniu zniżek za rocznik i rabatów jest do kupienia za 100 tys. złotych.