Na koniec 2008 roku Polaków z przeterminowanymi długami było najmniej od wielu lat, tylko 686,5 tysięcy a suma spłaconych długów sięgnęła aż 2,8 mld zł. "Dla porównania rok 2007 zamknęliśmy liczbą 795 tys. dłużników. Udało się wówczas spłacić zaledwie 873 mln zł" - mówi Michał Kostrowicki z Krajowego Rejsetru Długów. Co ciekawe, Polacy nie tylko spłacali drobne, nieprzekraczające kilkuset złotych zobowiązania. Z rejestru dłużników zniknęli nawet tacy, którzy latami mieli do spłaty po kilkanaście tysięcy.

Reklama

Łączna wysokość przeterminownych zobowiązań zarejestrowanych w KRD wynosi 59 mld i po raz pierwszy spadła poniżej sześćdziesiątki.

Firmy windykacyjne tłumaczą tę nagłą zmianę tak samo: Polacy bojąc się utraty pracy, wolą uregulować długi, póki regularnie dostają pensje. "Nie ma też co kryć, że od lipca windykatorzy i komornicy bardziej agresywnie zaczęli domagać się zwrotu wierzytelności. Dostrzegaliśmy nadciągający kryzys po pierwszych plajtach deweloperów, którzy najszybciej padają ofiarą dekoniunktury" - mówi Andrzej Drzewiecki z jednej z największych w Polsce firm windykacyjnych "Pragma Inkaso".

Z kolei Jacek Męcina z Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych zwraca uwagę, że w kryzysie znacznie trudniej o kredyt, a tym bardziej o kontrakt - jeśli po sprawdzeniu w KRD okaże się, że firma ma długi. "Dlatego zarówno przedsiębiorcy, jak i osoby fizyczne spłacają zadłużenie, aby poprawić swoją wiarygodność na rynku" - mówi. Zdaniam Męciny pracodawca mniej chętnie przyjmuje do pracy osobę, której pobory zajęte są przez komornika, a rynek pracy kurczy się nawet dla specjalistów.

Reklama

Jak długo potrwa "boom" spłacania długów - nikt nie wie. Ale wiadomo, kto jest zagrożony wejściem na celownik windykatorów. "Jeśli kryzys nie minie, to w 2010 roku w pierwszej kolejności listę dłużników zasilą ci, którzy mają problemy ze spłatą kredytów hipotecznych" - uważa Drzewiecki z firmy Pragma Inkaso. Jego zdaniem dotknie to zwlaszcza ludzi młodych po trzydziestce, którzy spłacają miesięcznie do 2 tys. zł kredytu przy dochodach nieprzekraczających 6 tys. netto. "Oni balansują na cienkiej linie. Jeśli jedno straci pracę, nie wytrzymają obciążeń" - dodaje.

Niezależny Ekonomista Ryszard Petru uważa, że mimo sygnałów o kryzysie 2008 rok był dla Polaków bardzo dobry. Polacy odłożyli mnóstwo pieniędzy. A ten skok spłaty zobowiązań jest tego konsekwencją. "Można powiedzieć, że wierzyciele skonsumowali już owoce wrostu płac, a więc dochodów swoich dłużników. Nie oznacza to jednak, że portfele Polaków są puste. Jeszcze przez jakiś czas liczba spłacanych zobowiązań może rosnąć" - mówi DZIENNIKOWI Petru.