Pediatrzy opowiadają nam, dlaczego uśmierzanie bólu u najmłodszych pacjentów jest niezwykle ważne i dlaczego muszą się na nie znaleźć pieniądze.

Reklama

Tomasz Dangel, anestezjolog dziecięcy:

Czasami cieszę się, że nie pracuję już w szpitalu, tylko w hospicjum, gdzie nikt nie zastanawia się, skąd wziąć pieniądze na znieczulenie dzieci. Dla mnie znieczulenie dziecka przed każdym zabiegiem, który choćby w najmniejszym stopniu może mu sprawić przykrość, ma znaczenie priorytetowe. Nie chodzi nawet o to, że to tak bardzo boli. Dzieci się po prostu straszliwie boją i tego strachu trzeba im oszczędzić. Często więc nie wystarczy znieczulenie miejscowe, zdarza się, że przy samej diagnostyce trzeba wykonać znieczulenie ogólne. W innym przypadku może to wywołać poważną traumę u małych pacjentów.

Nie dalej jak wczoraj trafił do mnie na zabieg stomatologiczny 2,5-letni chłopiec chory na serce, któremu kilka dni temu wyrwano na siłę dwa zęby. Kiedy zobaczył fotel dentystyczny, był przerażony, krzyczał. Ta sytuacja pokazuje, dlaczego znieczulenie jest ważne.

Często stosujemy narkozę także przy pozornie prostych zabiegach, ale bardzo przykrych dla dzieci, jak np. zmiana opatrunku. Nawet kiedy robimy to w domu dziecka. Dzieci chore onkologicznie najczęściej mają stały dostęp do żyły, wystarczy więc bez dodatkowego stresu podać im środek nasenny i potem zająć się zmianą bandaży. Jak wykazały badania jednego z kanadyjskich uczonych, dzieci chore onkologicznie, które są poddawane częstym badaniom, nakłuwaniom, bardziej się boją samej diagnostyki i terapii niż choroby. Traktują to jako torturę. Dlatego tak istotne jest, żeby pamiętać o ich bólu i psychice. Każda rezygnacja ze znieczulenia byłaby niehumanitarna.

Reklama

Alicja Chybicka, onkolog dziecięcy:

Pamiętam, jak w latach 70. musieliśmy robić punkcje czy pobierać szpik bez znieczulenia. Małe, kilkuletnie dzieci były poddawane bardzo bolesnym zabiegom. Dziecko cierpiało prawdziwe katusze, a nam, personelowi medycznemu, robiło się słabo, że musimy mu to robić. Wiedzieliśmy, że to boli. Dlatego błogosławiłam ten moment, kiedy można było zacząć dawać małym pacjentom znieczulenie.

Teraz każdy taki zabieg, jak pobranie szpiku czy punkcja, jest robiony w znieczuleniu ogólnym. Więc dzieci wchodzą do gabinetu zabiegowego zupełnie spokojnie, bo wiedzą, że nic nie będą czuły. Tylko dzięki temu traktują to jako coś naturalnego. Nie wyobrażam sobie powrotu do czasów króla Ćwieczka, kiedy było coś robione bez znieczulenia. Kiedy mamy pacjenta, któremu musimy zrobić jakiś zabieg i diagnostykę, a nie ma akurat anestezjologa, wolimy poczekać. Pieniądze ani czas się w tym momencie nie liczą. Nie można narażać dzieci na ból.

Andrzej Piotrowski, anestezjolog pediatra:

Dzieci są niesłychanie wrażliwe i nie rozumieją, dlaczego coś je boli. Nie można im tego racjonalnie wytłumaczyć. Dlatego kiedy jest taka potrzeba, znieczulamy je, bez względu na koszty czy przeszkody techniczne. Czasem wręcz narażamy się na pobłażliwe uśmiechy ze strony innych lekarzy, którzy uważają, że przesadzamy.

Robimy to przy scyntygrafii, czyli izotopowym badaniu różnych narządów, zmianie opatrunków u poparzonych dzieci czy też radioterapii. Często jeździmy ze sprzętem po całym mieście, bo w danym miejscu brakuje dziecięcych anestezjologów. Taki szpital na kółkach. Ale wolimy gdzieś dojechać, niż narażać dziecko na zbędne cierpienia. Jeżeli chodzi o ból dziecka, nigdy nie ma przesady.