Miłosne historie czytelników to nie są ckliwe opowiastki. To prawdziwy kawał życia ludzi, niesamowite opowieści o ludzkich losach. To historie o nieprawdopodobnych, a jednak prawdziwych wydarzeniach. Przykłady? Czytelnik, który podpisał się jako Marcin, na początku swojego listu opowiada długo o dziewczynie, którą poznał w licealnych czasach przy straganie z jabłkami. Jego list zaczyna się jak typowa opowiastka o pierwszej miłości, aż do momentu, w którym następuje zwrot akcji.

Reklama

"Przed maturą poczułem inną, silniejszą miłość" - pisze Marcin. "Poczułem silne powołanie do kapłaństwa. Minęło ponad 20 lat. Jestem kapłanem. Przygotowując ludzi do sakramentu małżeństwa, opowiadam o moim zakochaniu. Co roku wysyłam też Bożence >walentynkowe serduszko<. Ona jest szczęśliwą żoną i matką trójki prawie dorosłych dzieci. Często jako kapłan, przyjaciel rodziny jestem gościem w jej domu. Nigdy w rozmowach nie powraca tamten obrazek sprzed lat przy straganie z jabłkami. Być może do końca zostanie to tajemnicą" - pisze kapłan.

Autor listu o pseudonimie artystycznym "Zibi" opowiada, jak jadąc z grupą znajomych z podwarszawskiego Brwinowa pociągiem do Zakopanego zwanym "Rzeźnią", pan Zibi poznał dziewczynę. A potem jak po powrocie do Brwinowa chodził z nią na spacery, a do plecaka pakował radiomagnetofon Grundig na baterie R14, żeby potem na polance, pośród mleczy i koniczyny puszczać piosenki Marka Grechuty i zespołu Róże Europy. Jak po wigilii zaciągnął ją pod upatrzone drzewo z wielką jemiołą, bo dowiedział się, że całowanie pod takim drzewem kończy się ślubem.

"I mogę zaświadczyć, że przesąd o pocałunkach pod jemiołą sprawdza się. Po półtora roku wzięliśmy ślub. Mamy 2 synów. Trzy miesiące temu urodziła się nam córeczka Ania. Teraz jej śpiewam repertuar Róż Europy" - pisze "Zibi". I dodaje w post scriptum: ilekroć przejeżdżam koło "naszego" drzewa, tylekroć przypomina mi się ta historia. Dziękuję Ci Agnieszko za to, ze mieliśmy takie młodzieńcze zrywy serca, że nie było czasu na nudę. W latach 90. nie było telefonów, internetu, e-maili, a komunikacja międzyludzka była dużo prostsza niż dziś. Nauczyliśmy się rozmawiać, słuchać. Kochać.

Reklama

Kolejna historia to z kolei kawałek prawdziwego życia z filmowym happy endem. Monika opisuje, jak poznała Marcina. Miała wtedy 17 lat, zakochała się. Jej rodzice zmusili ją jednak do przerwania młodzieńczego związku w obawie o przyszłą edukację dziewczyny.

"Wyszłam za mąż za człowieka, który, jak się okazało, hołdował prawu pięści. Wiele lat żyłam samotnie, miotałam się między pracą a domem, przetykając to czasem kolejnym toksycznym związkiem" - pisze Monika. Ale chwilę później jej list z ponurego zapisu nieciekawego życia zaczyna przemieniać się w scenariusz hollywoodzkiej opowieści.

"Znów mi się przyśnił Marcin. W końcu zapytałam kuzynkę, co u niego słychać. Dowiedziałam się, że od kilku lat mieszka w Anglii. A na deser wiadomość: nigdy się nie ożenił. To zmotywowało mnie do dalszych działań. W internecie zaczepiłam jego siostrę. Odpisała, że on też bardzo chętnie chciałby się ze mną skontaktować i podała mi jego numer telefonu" - pisze autorka. Efekt jest taki, że Marcin i Monika zamierzają wziąć ślub.

Reklama

"Kiedy wiodłam schematyczne życie u boku przypadkowej osoby, między gotowaniem obiadów a przewijaniem malucha na mojej drodze stanęła ona. Po jednym spojrzeniu wiedziałam, że to ta osoba, na którą czekałam od lat" - pisze z kolei w zaskakującym liście o miłości mężatki do innej kobiety autorka, która podpisuje się jako "Zielona". Historia nie ma happy endu, jest jednak przepełniona optymizmem.

"Napotkałyśmy wiele prozaicznych przeszkód, które nas po kilku latach rozdzieliły, lecz jestem przekonana, że nasze drogi jeszcze się zejdą" - pisze "Zielona". "Wiem, że popełniłyśmy wiele błędów, lecz takie uczucie spada na ludzi raz w życiu. Myślę o tych wszystkich nieszczęśliwych ludziach, którzy go nie znają. Czekam na Ciebie mała i wiem, że kiedyś się doczekam..."

I jeszcze jeden list, który zaczyna się dramatycznie, a kończy lirycznie. Ewa opowiada o tym, jak w wieku 20 lat, stojąc przed Instytutem Onkologii, dowiedziała się, że ma nowotwór i jak tego samego dnia poznała Adama. Choroba ustąpiła, Adam został z panią Ewą do dziś.

Listę nagrodzonych autorów opublikujemy w DZIENNIKU w dniu Walentynek.