15-letni gimnazjalista Jacek zajrzał do punktu z jednorękimi bandytami z ciekawości. Wracał z kolegą ze szkoły i ten namówił go, aby pograli chwilę na automatach. Tak mu się to spodobało, że został stałym bywalcem salonu. Najpierw wrzucał do automatów tylko monety, ale bardziej doświadczeni gracze nauczyli go, że w ten sposób niewiele wygra.

Reklama

Ponieważ chłopak nie sprawiał w szkole żadnych kłopotów, rodzice niczego nie podejrzewali. Owszem, matka ostatnio nie mogła doliczyć się pieniędzy, ale tłumaczyła to sobie własnym roztargnieniem. Tak było do dnia, kiedy po przyjściu z pracy nie zastała syna w domu, mimo że lekcje skończyły się dwie godziny wcześniej. Coś ją tknęło i zajrzała do szuflady, gdzie włożyła większą sumę pieniędzy - brakowało 5 tys. zł.

Wtedy razem z mężem zaczęła szukać chłopaka. Po kilku godzinach któryś z kolegów Jacka poradził im, aby sprawdzili, czy nie siedzi w jednym z osiedlowych salonów gier. ”Dopiero wtedy przejrzałam na oczy. Zrozumiałam, że to moje dziecko od miesięcy kradło pieniądze, żeby mieć za co grać” - opowiada matka.

Syna nigdzie nie było, więc rodzice wrócili do domu. Jacek już tam na nich czekał. ”Muszę szybko oddać starszemu koledze 3,5 tys. zł” - oznajmił z rozpaczą. Okazało się, że pożyczył pieniądze od jednego z lichwiarzy wystających pod salonem gier.

Reklama

W podobny sposób od hazardu uzależnia się większość dzieci. Ostatnio do gabinetu jednego z warszawskich terapeutów trafiła uczennica gimnazjum, która regularnie odwiedzała punkt z automatami tuż przy szkole. Najpierw dziewczynka wychodziła grać na każdej dłuższej przerwie, potem zaczęła opuszczać lekcje. Takie historie można mnożyć, bo - jak mówią specjaliści - dzieci uprawiających hazard jest w Polsce z roku na rok coraz więcej.

Sprzyja temu choćby to, że tylko w ciągu dwóch ostatnich lat liczba automatów o niskich wygranych, czyli popularnych jednorękich bandytów, wzrosła aż dwukrotnie. Jest ich teraz w całym kraju ponad 40 tys. Wiele punktów gier znajduje się na osiedlach i w sąsiedztwie szkół. Zamieniają się w nie warzywniaki i małe budki, w których jeszcze niedawno można było kupić świeże bułki.

Co gorsza, żaden dorosły nie zwraca uwagi na grające na automatach dzieci, mimo że według polskiego prawa osoby poniżej 18. roku życia mają zakaz wstępu do takich miejsc. Punkty bukmacherskie, salony gier, kasyna i małe lokale z automatami podlegają Ministerstwu Finansów, a dokładnie służbie celnej. To celnicy mają uprawnienia, aby kontrolować legalność automatów. Jeśli jednak właściciele pozwalają grać dzieciom, wkroczyć może również policja. ”Taka sprawa powinna trafić do sądu grodzkiego. Właściciel może zostać ukarany grzywną wysokości maksymalnie 720 stawek dziennych” (to wyliczony przez sąd dzienny zarobek oskarżonej osoby - red.)" - mówi Witold Lisicki, rzecznik resortu finansów.

Reklama

Problem jednak w tym, że policjanci rzadko sprawdzają salony gier w poszukiwaniu nieletnich.
”Nawet nie wiedziałem, że hazard jest dozwolony od 18 lat. A gdzie jest ten przepis?” - pyta ze zdziwieniem funkcjonariusz z Pomorza. Co gorsza, o zakazie często nie wiedzą również rodzice. W internecie jeden z ojców w minione wakacje zamieścił taki wpis: ”Jadę z synem na wakacje. Mamy zarezerwowany całkiem fajny hotel nad morzem. (…) Niedaleko jest minikasyno. Mój syn szaleje na tym punkcie. (…) Niech się cieszy. Należy mu się po ciężkim roku szkolnym”.

Chlubnym wyjątkiem w ściganiu nieuczciwych właścicieli automatów i punktów bukmacherskich są policjanci z Nowego Sącza. ”Pocztą pantoflową dowiedzieliśmy się, że jakaś kobieta rozpaczliwie szuka pomocy. Jej nastoletni syn grał na automatach” - mówi rzeczniczka nowosądeckiej policji Beata Froehlich. Chłopakowi pozwalano grać, jednak kiedy wygrywał, właściciel odmawiał mu wypłaty pieniędzy, tłumacząc, że jest… niepełnoletni. Obiecywał wypłatę, pod warunkiem że nastolatek odda mu część wygranej. Po tej historii policjanci zaczęli regularnie odwiedzać miejscowe punkty gier. Beata Froehlich podkreśla, że każdy przypadek uprawiania hazardu przez dzieci powinien być natychmiast zgłaszany. ”A policjanci mają obowiązek się nim zająć” - mówi.

Prowokacja: nastolatek obstawia zakłady
Mimo obowiązującego w Polsce zakazu dzieci mogą bez większego kłopotu uprawiać hazard. Dobitnie pokazał to eksperyment, jaki przeprowadziliśmy kilka tygodni temu. 16-latek odwiedził siedem warszawskich punktów bukmacherskich, mówiąc, że chciałby postawić 5 zł na zwycięstwo polskich szczypiornistów w meczu z reprezentacją Chorwacji. Nigdzie nie wyproszono go za drzwi, mimo że zgodnie z przepisami nastolatek nie ma prawa wchodzić do punktu bukmacherskiego. W dwóch miejscach Kacper bez żadnego problemu obstawił wynik meczu, a w kolejnym nie mógł tego zrobić tylko dlatego, że... zawiesił się system. ”Uprzejma pani nie tylko pokazała mi, jak wybrać mecz, ale jeszcze doradziła, bym obstawił coś dodatkowego, to więcej wygram” - opowiada nastolatek.

W trzech kolejnych punktach co prawda zażądano od niego dowodu osobistego, ale kiedy przyznał, że jest nieletni, usłyszał życzliwą radę, aby poprosił o pomoc starszego kolegę. Kacper tylko raz usłyszał kategoryczną odmowę sprzedaży kuponu. Inni klienci obstawiający wyniki nie zwracali na niego żadnej uwagi.

KATARZYNA ŚWIERCZYŃSKA: Nasz bohater bez żadnego problemu wszedł do punktu bukmacherskiego i obstawił zakłady. Dlaczego nikt nie zareagował?
LUBOMIRA SZAWDYN*:
Bo o tym się w Polsce w ogóle nie mówi. W społecznej świadomości nie jest zakodowane, że na dziecko grające na automatach czy obstawiające zakłady trzeba reagować dokładnie tak samo, jak na dziecko kupujące alkohol. Dziecko, które kupuje alkohol, doskonale wie, że robi coś złego, zakazanego. To, które wchodzi do salonu gier, niekoniecznie.

Czy dziecko łatwiej niż dorosły człowiek uzależnia się od hazardu?
Tak. Bo jemu jest trudniej pogodzić się z porażką. Dzieci wychowane na grach komputerowych nie potrafią przegrywać. Porażka powoduje, że grają więcej i więcej. Niestety, podobnie działa wygrana: motywuje do dalszego próbowania.

W jaki sposób dzieci odkrywają hazard?
Zwykle przez kolegów, którzy pokazują im punkty z automatami i mówią, że na tym można zarobić niezłą kasę. Dla nastolatka to wielka pokusa. Poza tym proszę spojrzeć, jak bardzo te automaty są w Polsce dostępne. Znam nastolatków, którzy potrafią wyjść ze szkoły na długiej przerwie, by sobie zagrać.

Kiedy rodzice odkrywają, że z ich dzieckiem dzieje się coś niedobrego?
Zwykle dopiero wtedy, kiedy syn czy córka ukradnie im większą sumę pieniędzy. Albo gdy okazuje się, że zadłużyło się u kogoś i musi natychmiast oddać pieniądze.

Jak wtedy reagują?
Dobre pytanie! Kiedy o tym myślę, po prostu ręce mi opadają! Matka z ojcem spłacają długi dziecka, robią mu dyscyplinującą rozmowę, czasem dają jakąś karę i uważają, że sprawa jest załatwiona. Zupełnie nie biorą pod uwagę, że dziecko może być uzależnione i że żaden zakaz nie powstrzyma go przed dalszym oszukiwaniem.

Jak uchronić dzieci przed hazardem?
Mówić o tym. Mówić jak najwięcej, żeby każdy, kto zobaczy dziecko uprawiające hazard, miał świadomość, że to łamanie prawa, i żeby wiedział, gdzie to zgłosić. A rodzice powinni wiedzieć, na co dziecko wydaje kieszonkowe. I powinni natychmiast reagować, kiedy podejrzewają, że syn czy córka kradnie im pieniądze.

*Lubomira Szawdyn, psychoterapeutka, zajmuje się uzależnieniami