Obecnie w warszawskich sądach toczą się aż trzy sprawy z powództwa Branickich. Rodzina od Muzeum w Wilanowie żąda zwrotu tamtejszego księgozbioru i muzealiów - w tym obrazów Cranacha, Rubensa i Davida, a od Archiwum Głównego Akt Dawnych archiwów rodowych, w których znajdują się dokumenty m.in. z czasów Sejmu Wielkiego.

Reklama

Początek sporu o spadek po Adamie hr. Branickim sięga lat 90. gdy kolejni ministrowie kultury pośredniczący w rozmowach pomiędzy muzeum a rodziną Branickich kapitulowali, nie mogąc znaleźć złotego środka na pogodzenie stron. Taka sytuacja spowodowała, że w 1997 r. po raz pierwszy resort zasugerował, by konflikt rozwiązać na drodze sądowej.

Tak też się stało. Mimo to w listopadzie ub.r. rodzina zwróciła się z prośbą o polubowne rozwikłanie sporu i zaproponowała negocjacje. Co skłoniło ich do takiego kroku?

"Pan minister publicznie nieprawdziwie mówi, że oczekiwania naszej rodziny nie są łagodne i brak jest naszej gotowości do negocjacji. Nie można publicznie ogłaszać, że nie można się z nami porozumieć, nawet nie podejmując takiej próby" - mówi Adam Rybiński, jeden ze spadkobierców.

Reklama

Jak ustalił DZIENNIK, minister kultury Bogdan Zdrojewski nie zamierza się jednak spotykać z Branickimi. "Nie uważam, żeby miało to sens. Sprawa jest na tyle skomplikowana i niejasna, że musi zostać rozstrzygnięta w procesie sądowym" - twierdzi minister.

Braniccy o decyzji ministra dowiedzieli się od naszego dziennikarza. Rodzina nie jest tym zachwycona. Poważnie rozważa sięgnięcie po najcięższy oręż - wystąpienie o zwrot pałacu wraz z terenami przyległymi, a nie, jak dotychczas, jedynie jego dawnego wyposażenia.

"Tak naprawdę zdecydowaliśmy się na ten krok, bo obawialiśmy się reakcji opinii publicznej. Resort kultury nie daje nam jednak innego wyjścia" - mówi Adam Rybiński.

Reklama

Zdaniem prawników rodziny pałac i przylegający do niego park nie podlegał bowiem przejęciu na podstawie dekretu o reformie rolnej z 1944 r. "Pałac był tylko miejscem, w którym się mieszkało, i nie miał żadnego związku majątkiem ziemskim, który podlegał konfiskacie. Poza tym był wpisany na listę zabytków" - mówi Rybiński.

Poglądów rodziny nie podziela pełnomocnik wilanowskiego muzeum. "To jest tylko jedna z linii interpretacyjnych, która wcale nie musi uzyskać akceptacji sądu. Zresztą moim zdaniem przeczy ona faktom historycznym. Widział ktoś kiedyś dwór bez majątku ziemskiego?" - ripostuje mec. Andrzej Drozd.