"Słowa Kamila nie miały na celu nikogo zdołować i dotyczyły pewnego stanu, który wkurzał prowadzącego. I tyle, nie wyciągałbym z tego generalnych wniosków o kulturze słowa w TVN" - mówi DZIENNIKOWI Miecugow.

Wcześniej o przekleństwach Durczoka Miecugow rozmawiał ze studentami podczas I Ogólnopolskich Warsztatów Dziennikarskich w Lublinie. Wyjaśnił, że według niego nagranie nigdy nie powinno trafić do internetu. Wyjawił również, że pochodzi ono z kwietnia 2008 roku. "Stacja podjęła już poszukiwania osoby, która rozpowszechniła nagranie. Jeśli uda się ją odnaleźć, zostanie najprawdopodobniej zwolniona z pracy" - powiedział wtedy Miecugow.

Reklama

"Ten, kto to zrobił, wobec kolegów postępuje nie fair" - dodaje w rozmowie z DZIENNIKIEM.

Jak szef wydawców TVN 24 ocenia słowa swojego kolegi? "Podpisuję się pod zdaniem psychologa Jacka Santorskiego, który na łamach DZIENNIKA przyznał, że była to wypowiedź merytoryczna i nieobraźliwa dla nikogo" - tłumaczy Miecugow.

>>>Santorski: Lis obrażał. Durczok komunikował

Reklama

Durczok przeklinał przy kobiecie - makijażystce, która przygotowywała go do wejścia na antenę. "Zaręczam, że tej makijażystce to nie przeszkadzało" - mówi nam Miecugow.

"Mnie się nie zdarza kląć, ale znam kolegów, którzy w pracy przeklinają" - dodaje. I podkreśla, że cała scena rozegrała się dziesięć miesięcy temu. "W czym się poprawił świat, że to zostało teraz wyciągnięte?" - pyta dziennikarz.

Tłumaczy, że w telewzji wszyscy pracują w dużych nerwach. "Tu nie może być opóżnienia nawet 15 sekund. Jednym nerwy puszczają, innym nie. Kamilowi nerwy nie puszczają. Za to przekleństwo może się wyrwać każdemu" - kwituje Miecugow.