Klara Klinger: Matka nieuleczalnie chorego Krzysztofa zaprasza pana do domu, żeby zobaczył pan, czego broni, mówiąc o zakazie eutanazji.
Jarosław Gowin*:
Wobec sytuacji, w jakiej znajdują się Barbara Jackiewicz i jej syn, rozum zawodzi. Żadne teoretyczne i racjonalne odpowiedzi nie są w stanie sprostać jej tragizmowi. Jedynej możliwej odpowiedzi udzieliła Anna Dymna w stosunku do Janusza Świtaja, po prostu niosąc mu pomoc. Mam mocne przeświadczenie, że w istnienie człowieka wpisany jest głęboki tragizm. Tragizm polegający na zderzeniu równorzędnych wartości. Rozumiem rozpacz pani Barbary, która nie chce zostawiać swojego syna w rękach innych opiekunów, którzy na pewno nie okażą mu tyle troski i miłości, co ona. Ale z drugiej strony - z całym szacunkiem dla jej uczuć - gdyby zrobić odstępstwo od zakazu eutanazji dla jej przypadku, to otwarłoby to puszkę Pandory. Przykłady krajów, które zalegalizowały eutanazję, pokazują, że wszędzie tam wiele ciężko chorych osób zostało zmuszonych do zgody na śmierć. Firmy ubezpieczeniowe, lekarze, a czasami nawet rodziny wywierają na nie presję, żeby wystąpili o eutanazję. Wiem, że to jest argumentacja, która może nie trafiać do przekonania matce, która realnie cierpi - tu i teraz. Ale ja jestem politykiem i szukam rozwiązań, które ograniczałyby skalę zła. Zakaz eutanazji to rozwiązanie, które w większym stopniu niż jej dopuszczenie ogranicza ludzkie tragedie.

Reklama

Wspomniał pan o przypadku Janusza Świtaja, ale przecież historia Krzysztofa jest zupełnie inna. Jemu choroba zniszczyła mózg, gdy tymczasem Świtaj jest całkowicie świadomy.
Oczywiście, zdaję sobie sprawę z tej różnicy. Wiem, że nie da się pomóc temu choremu mężczyźnie, ale można pomóc jego matce. Z jej opowieści wynika, że rodzina jest pozostawiona sama sobie. I dlatego prośbę o eutanazję traktuję tak naprawdę jako rozpaczliwy apel o pomoc. Tym, którzy popierają postulat eutanazji, chcę powiedzieć, że fakt, iż ktoś nie ma szansy powrotu do świadomego życia, nie oznacza, że można mu to życie odebrać. W ten sposób wpadamy w pułapkę oceniania życia pod kątem jego jakości: życie świadome zasługuje na istnienie, a życie pozbawione świadomości - nie zasługuje. A moim zdaniem z faktu, że człowiek ma niezbywalną godność, wynika, że - pomijając sytuacje takie jak wojna czy obrona konieczna - nie można go życia pozbawiać.

Synowi Barbary Jackiewicz nic już nie pomoże, ocena lekarzy jest w tej sprawie jednoznaczna. Również matka uważa, że jej syn jest już tylko ciałem, rośliną. Kobieta twierdzi, że teraz chce mu tylko zagwarantować godną śmierć.
Nie chcę powiedzieć nic, co by było wymierzone w dramat tej kobiety. Do jej tragedii i walki odnoszę się z ogromnym szacunkiem. Całe ćwierć wieku poświęciła tylko i wyłącznie opiece nad synem. Ale już w samym postawieniu problemu dostrzegam sprzeczności. Jeżeli mówimy o godnej śmierci, to zakładamy, że jest to istota ludzka, a nie tylko ciało. A poza tym inny człowiek nie ma prawa podejmować decyzji o śmierci osoby ludzkiej, nikt nie może dysponować jej życiem.

Zależy, jaka jest definicja życia. Matka mówi o godności, bo uważa, że choć syn nie jest świadomy, to okrutnie cierpi na poziomie fizjologicznym.
Dotykamy sytuacji zupełnie skrajnej. Tak naprawdę stawia mnie pani przed odwiecznymi pytaniami: skąd się bierze zło i czy cierpienie ma sens. Ale ja nie jestem filozofem, nie potrafię ocenić, co jest w tej sytuacji dobre, a co złe. Staram się szukać rozwiązań prawnych, które ograniczają skalę zła i cierpienia. Zwolennicy eutanazji nie powinni np. przechodzić obojętnie wobec problemu, że zapewnienie komuś tzw. godnej śmierci wiąże się z tym, że innym osobom przypisuje się rolę sprawców tej śmierci. To sytuacja, moim zdaniem, moralnie niedopuszczalna. Mogę natomiast zrozumieć tych, którzy mówią: chcę skrócić cierpienie osoby, którą kocham i w imię tej miłości zadaję jej śmierć, a następnie ponoszę za to konsekwencje prawne.

Reklama

Więc prywatnie rozumie pan jej sytuację?
Chyba każdy rozumie, jak straszna rzecz ją spotkała. Ale nikt, nawet osoba znajdująca się w sytuacji tak skrajnej jak pani Barbara, nie może spychać w takiej sytuacji odpowiedzialności na barki innych. Tych, którzy mają przeprowadzić eutanazję czy takich jak ja polityków, którzy mają eutanazję zalegalizować. Nie jestem bezdusznym moralistą. Mam pogańskie, wywodzące się od starożytnych Greków poczucie tragizmu istnienia. Trudno mi zdobyć się na łatwą wiarę, że wszystko się gdzieś bilansuje. Zło jest zawsze absurdem i cierpienie jest absurdem. A jako polityk mogę jedynie ograniczać jego skalę.

Takie tłumaczenie matce Krzysztofa nie pomoże. Dla niej mniejszym złem byłaby śmierć syna.
Tylko dla niej i jej syna. Choć o tym my nie możemy przesądzać.

Czy przy obecnym stanie prawa Barbara Jackiewicz miałaby szansę wygrać w sądzie?
Nie. Polskie prawo zakazuje eutanazji. Przyzwala tylko na niepodejmowanie uporczywej terapii, choć pod tym względem przepisy są dosyć niejasne.

Reklama

A czy w kontekście przygotowywanej przez pana ustawy bioetycznej pani Barbara miałaby szansę na zakończenie życia syna?
W żadnym przypadku. Ustawa przewiduje wprowadzenie tzw. testamentu życia, czyli możliwości złożenia deklaracji, że w przypadku utraty świadomości dana osoba nie godzi się, by podejmowano wobec niej działania mające charakter terapii uporczywej. Ale po pierwsze to musi być deklaracja samego zainteresowanego, a nie nawet najbliższej mu osoby. Po drugie testament życia nakazuje lekarzom, by nie podejmowali określonych działań medycznych, ale nie upoważnia ich do przerwania działań podjętych wcześniej. No i wreszcie według mojego projektu ustawy nie wolno jako terapię uporczywą traktować nawadniania i odżywania, które nie powodują dodatkowych cierpień.

Dodatkowych cierpień?
Takie przypadki też się zdarzają. Długo rozmawialiśmy z lekarzami od medycyny paliatywnej. Ich zdaniem są sytuacje, w których nawadnianie czy karmienie tylko niepotrzebnie potęgują cierpienie chorego. Wtedy można by było je przerwać.

Co to jest dokładnie uporczywa terapia?
Dokładnie pani nie odpowiem, bo i tak w każdym przypadku rozstrzygająca jest ocena i sumienie lekarza. To on musi podjąć decyzję, czy istnieje jeszcze szansa na ratowanie życia. Mogę więc powiedzieć najogólniej, że terapia uporczywa to działania medyczne, które służą do podtrzymania życia w sytuacji agonii. Wówczas chory człowiek powinien mieć prawo do godnej śmierci. To właśnie miał na myśli Jan Paweł II, gdy mówił: pozwólcie mi w spokoju odejść do Pana.

A tak zupełnie hipotetycznie: jeśli pana ustawa działałaby wcześniej i Krzysztof Jackiewicz złożyłby testament życia, to czy miałby szansę na wcześniejszą śmierć?
To zależy od treści testamentu. Jeśli np. dokument zawierałby wolę, by nie podłączać pacjenta do respiratora, to byłoby to wiążące dla lekarzy, a z tego, co przeczytałem w DZIENNIKU, doprowadziłoby do szybkiej śmierci.

Teraz nie ma na to żadnych szans?
Nie. Wiem, że dla matki brzmi to okrutnie, ale prawo nie może przyzwalać na zabijanie człowieka tylko dlatego, że utracił, nawet w sposób nieodwracalny, świadomość. Ale proszę nie sądzić, że mówię to wszystko ze spokojem w duszy. Wobec takich tragedii człowiek nigdy nie przestaje zadawać sobie pytania: ”dlaczego?” i buntować się przeciw absurdowi cierpienia przekraczającego ludzkie siły.

*Jarosław Gowin jest posłem Platformy Obywatelskiej, szefem zespołu bioetycznego przy premierze