"Ja, Pstrowski Wincenty, przyjechałem do Polski w maju ub.r. z Belgii, gdzie pracowałem jako górnik w Mons. Wróciłem do ojczyzny po 10-letniej tułaczce za kawałkiem chleba u obcych [...], aby przyczynić się do jej odbudowy po tak strasznych zniszczeniach wojennych. Wiem, że ta Polska jest nową Polską, w której gospodarzem jest naród. Od maja ub. roku pracuję jako rębacz na kopalni <Jadwiga> w Zabrzu. W lutym wykonałem normę w 240 proc., wyrębując 72,5 metra chodnika. W kwietniu wykonałem 273 proc., wyrębując 85 m chodnika, a w maju dałem 270 proc. normy, wyrębując 78 m chodnika. [...] Wzywam do współzawodnictwa towarzyszy rębaczy z innych kopalń. Kto wyrąbie więcej ode mnie?"

Reklama

Apel Pstrowskiego umieszczony w "Trybunie Robotniczej" 27 lipca 1947 roku stał się symbolem polskiego wcielenia sowieckiej idei stachanowszczyzny. De facto stanowił tylko głośny propagandowy akt wykorzystania ludzkiego zapału przez władze komunistyczne. Gdy gospodarka dźwigała się ze zniszczeń wojennych i brakowało ludzi do pracy, ogół społeczeństwa żywiołowo włączał się do odbudowy. Mieszkańcy zburzonych miast odgruzowywali je niemal gołymi rękami, robotnicy uruchamiali fabryki. Już w lipcu 1945 roku z inicjatywą wyścigu pracy wystąpiła np. załoga kopalni "Polska", wzywając do niego górników w Polsce. Dla wielu młodych było to wyzwanie, choć często ich jedyną kwalifikacją okazywał się entuzjazm.

p



Dla samej radości pracy

Ekonomiczną podstawę urzędowego współzawodnictwa pracy stworzył socjalistyczny system gospodarki planowej. Pstrowski zasłynął właśnie w okresie realizacji planu trzyletniego (1947-1949) - rzekomo z własnej i nieprzymuszonej woli zainicjował współzawodnictwo pracy epoki bierutowskiej. Był podobno człowiekiem skromnym i cieszył się powszechnym szacunkiem. Chyba naiwnie wierzył, że przyspieszy odbudowę Polski i pragnął zachęcić do tego innych. W wywiadzie dla "Żołnierza Polskiego" z 9 stycznia 1948 roku zwierzał się: Chciałbym, żeby ruszyło u nas wielkie współzawodnictwo pracy - nie takie dla pieniądza, ale dla ambicji, wiecie, dla samej radości pracy. Władze umiały wykorzystać zapał Pstrowskiego do własnych celów. Był to kapitalny materiał do pokazania, że społeczeństwo wykazuje autentyczny entuzjazm w odbudowie kraju. Nagłośniony apel górnika przyjął postać ogólnokrajowego wezwania do bicia rekordów produkcyjnych. Faktycznie służyły one umacnianiu prestiżu władz, ukazywaniu jej zaradności w kierowaniu losami ekonomicznymi i politycznymi kraju. Pstrowski za swoją heroiczną postawę zapłacił najwyższą cenę. Po pięciu minutach triumfu zmarł w nie do końca wyjaśnionych okolicznościach. Zbyt szybki powrót do pracy po resekcji trzech zębów zakończył się zgonem prawdopodobnie na zakażenie krwi. Na tle tego smutnego wydarzenia krążyło na Śląsku powiedzenie: "Chcesz się udać na sąd boski, pracuj jak Wincenty Pstrowski."

Reklama

Sztandar współzawodnictwa

Wierszyk oddaje stosunek ogółu robotników do "pstrowszczyzny". Wielu obawiało się, że nowe rekordy podwyższą ich normy pracy. Jednak górnik znalazł naśladowców. Bernard i Rudolf Bugdołowie po jego śmierci złożyli uroczystą przysięgę: Przejmiemy sztandar współzawodnictwa. Z jego słów i czynów bierzemy przykład. Składając hołd zasłużonemu synowi Polski Ludowej, przodownikowi wszystkich górników, wiernemu działaczowi Polskiej Partii Robotniczej i naszemu nauczycielowi - nad jego mogiłą ślubujemy tak jak on pracować - o czym donosiła 21 kwietnia 1948 roku "Trybuna Robotnicza". Sukcesy przodownicze przenosiły się na inne dziedziny gospodarki. W 1949 roku w budownictwie święciły triumfy "trójki murarskie". Padały rekordy w układaniu cegieł na warszawskich budowach. Do legendy przeszedł w tym roku wyczyn Religi, Poręckiego i Markowa, którzy w osiem godzin zbudowali mur z 66 tysięcy cegieł, zyskując miano czołowych "taśmowych" murarzy świata. Na żyznych Żuławach w 1948 roku rozpoczęły się rywalizacje w "zagonach traktorowych" w delcie Wisły. Często z narażeniem życia obsługa ursusów C-45 "bobrowała" trzcinę i młodą wiklinę wśród poniemieckich min. W zakładach bawełnianych rozpoczęła się rywalizacja w obsłudze większej liczby wrzecion przez jedną osobę. Na 70-lecie urodzin Stalina propaganda operowała terminem "stalinowskiej warty", lub "stalinowskiej pracy". Podczas jej trwania przekraczano kolejne normy. Helena Majowa w łódzkich Zakładach Przemysłu Bawełnianego im. J. Stalina wykonała 111 procent normy, zaś tkaczka Józefa Seweryniakowa podczas warty stalinowskiej osiągnęła 125 procent.

Reklama

Obraz pracy tych wszystkich ludzi w czasach, gdy została ona zwulgaryzowana przez "pstrowszczyznę", to widok ludzi uśmiechniętych, rozentuzjazmowanych, zagrzewanych do coraz większego wysiłku propagandowymi plakatami typu: "Młodzieży - naprzód do walki o szczęśliwą socjalistyczną wieś polską" Witolda Chmielewskiego z siedzącą na traktorze kobietą. Jeżeli uzupełnimy to brzmieniem pieśni masowych propagujących kult pracy fizycznej, to fałszywy obraz sielanki stanie się kompletny.

Żywioł kontrolowany?

Komunistyczne władze wykorzystywały nową formę niewolnictwa w założeniach politycznych. Pokazowe wyścigi pracy miały za zadanie nie tylko przyspieszyć odnowę gospodarki, ale i umocnić rządy władzy ludowej. Stały się narzędziem mobilizacji górników, hutników czy kobiecych brygad traktorowych w orce. Przodownicy mieli być nowymi bohaterami masowymi. Ich podobizny z opisem dokonań zdobiły fabryczne korytarze i rusztowania wielkich budów. W rzeczywistości kojarzone z nowoczesną organizacją produkcji i postępem wyścigi te odbywały się kosztem jakości pracy i zdrowia robotników, powodowały marnotrawienie surowców, dewastację sprzętu, produkcję bubli. Sprzyjały też nadużyciom i oszustwom. Dyrektorzy fabryk zmuszani do przekraczania wyznaczonych odgórnie norm zawyżali wyniki produkcyjne. A sama idea, przez którą śrubowano normy, nie cieszyła się powszechnym uznaniem środowisk robotniczych.

p