Halina Konopacka pierwsza zdobyła wymarzone złoto na Igrzyskach Olimpijskich w Amsterdamie w 1928 roku w rzucie dyskiem. Polscy sportowcy, którzy po raz pierwszy w dziejach odrodzonej Rzeczypospolitej wystartowali cztery lata wcześniej w igrzyskach w Paryżu, mieli już na koncie dwa medale - srebrny i brązowy, ale złoty Konopackiej był dla Polski pierwszy. "Czerbieta" (od zbitki słów - "kobieta w czerwonym stroju"), jak mówili o niej obserwatorzy, gdy w czerwonym swetrze i berecie tego samego koloru szusowała po tatrzańskich stokach, była na tych igrzyskach gwiazdą pierwszej wielkości. Nie dość, że jej dysk poszybował najdalej, na odległość nowego rekordu świata, to jeszcze została wybrana Miss Igrzysk.

Reklama

W sumie Konopacka aż siedmiokrotnie biła rekordy świata, jednak "Mazurek Dąbrowskiego" podczas igrzysk w Amsterdamie, a w grudniu tego samego roku marsz Mendelssohna na własnym ślubie - z dyplomatą i późniejszym ministrem skarbu Ignacym Matuszewskim - sprawiły, że po latach ten właśnie rok uznała za najszczęśliwszy w życiu. Jednak szczęścia nie brakowało Halinie także wcześniej. Jako nastolatka kręciła na łyżwach piruety w Dolinie Szwajcarskiej, grała w tenisa i koszykówkę, z gracją prowadziła ówczesny cud techniki - automobil. Jej talent lekkoatletyczny, zwłaszcza do rzutów, odkrył już w 1924 roku francuski szkoleniowiec polskiej ekipy Maurice Bacquet. Konopacka pisała też wiersze. Utwory te polecił wydawcy Kazimierz Wierzyński, poeta, który na igrzyskach w Amsterdamie święcił własny triumf - złoty medal olimpijski przyznany w dziedzinie literatury.

Kondycja fizyczna, hart ducha i wrodzona inteligencja, wszystko tak podobało się europejskim sprawozdawcom sportowym, że okrzyknęli Konopacką "heroiną światowego sportu". Przydały się jej te przymioty we wrześniu 1939 roku, podczas zgoła innej próby. Siódmego września 1939 roku jej mąż otrzymał rozkaz ewakuacji złota z Banku Polskiego, aby nie dostało się w ręce agresora. Bywalczyni salonów, przyjmowana w Belwederze przez marszałka Józefa Piłsudskiego, teraz w lot przemieniła się w… kobietę pracującą. Zasiadła za kierownicą autobusu wypełnionego skarbami ewakuowanymi z banku. Z bombardowanej Warszawy przejechała tysiące kilometrów - przez Rumunię do Stambułu, a następnie do Libanu. W końcu cenny ładunek dotarł do Francji. Nic dziwnego, że w oczach przedstawicieli rządu emigracyjnego zyskała nowy epitet: "podwójnie złota" - na sportowych arenach i w życiu, gdy ratowała narodowy dorobek.

Kiedy w czerwcu 1940 roku Francja skapitulowała, Matuszewscy zdecydowali się uciekać przez Hiszpanię do Stanów Zjednoczonych. Były konsul i minister został jednak aresztowany na granicy hiszpańskiej. Dopiero interwencja Ignacego Paderewskiego u prezydenta USA Roosevelta doprowadziła do zwolnienia polskiego polityka z madryckiego więzienia. We wrześniu 1941 roku oboje zamieszkali w Nowym Jorku, gdzie doczekali końca II wojny światowej. W Stanach rozkwitły kolejne talenty Haliny - zaczęła rzeźbić oraz malować pod artystycznym pseudonimem Helen George. Zmarła w 1989 roku na Florydzie, ale prochy Haliny Konopackiej - zgodnie z jej ostatnią wolą - powróciły do Polski. Spoczęła w rodzinnym grobie na Cmentarzu Bródnowskim.

Reklama

Cierniowa droga "Kusego"

Janusz Kusociński był pod wieloma względami przeciwieństwem w "czepku urodzonej" Heleny. To, co ich łączyło, to wielki talent sportowy uwieńczony zdobyciem złotego medalu olimpijskiego. O siedem lat młodszy od Konopackiej "Kusy", jak powszechnie go nazywano, rozpoczął światową karierę wówczas, gdy "Czerbieta" już ją zakończyła - w 1931 roku. Właśnie wtedy został laureatem "Przeglądu Sportowego". Wprawdzie bił rekordy krajowe w biegach na średnich i długich dystansach już od trzech lat, lecz dopiero w roku przedolimpijskim zdołał je mocno wyśrubować. Tuż przed olimpiadą w Los Angeles, w czerwcu 1932 roku, pobił dwa rekordy świata - na 3000 metrów i na cztery mile. Z wykształcenia ogrodnik (dopiero w 1938 r. zdał maturę i rozpoczął studia na Akademii Wychowania Fizycznego), początkowo grał w piłkę nożną. I tylko przypadek sprawił, że w 1926 roku został biegaczem. W Robotniczym Klubie Sportowym "Sarmata", w którym oglądał zawody lekkoatletyczne, zastąpił w biegu na 800 metrów nieobecnego sportowca. Wkrótce stał się niedościgły dla konkurentów w swoim, wytrenowanym przez Estończyka Aleksandra Klumberga, sposobie biegania metodą interwałową. Zwalniał i przyspieszał na przemian, wprawiając biegaczy w osłupienie. Wymagało to jednak żelaznej kondycji i opracowanych specjalnie dla niego treningów.

Bieg "Kusego" na igrzyskach w Los Angeles na 10 kilometrów stał się legendą. Przyjechał tu zresztą w roli gwiazdy światowej lekkiej atletyki. Władze sportowe międzywojnia zdecydowały się wysłać swego asa ekskluzywnym statkiem - francuską "Mauretanią", podczas gdy pozostali sportowcy płynęli wolniejszym "Kazimierzem Pułaskim" i narzekali na chorobę morską. Kusociński nie zawiódł. Pokonał koalicję fińskich biegaczy z Lauri Virtanenem na czele. Podczas biegu przydarzyła się mu jednak kontuzja - źle dobrane buty obcierały stopy do krwi, a ból był trudny do zniesienia. Wytrwał, lecz rany uniemożliwiły mu start w kolejnym biegu - na pięć kilometrów, w którym również był jednym z faworytów.

Reklama

Gdyby przyszło mu zrobić bilans życia we wrześniu 1939 roku, kiedy na ochotnika zgłosił się i bronił stolicy, walcząc w 360. Pułku Piechoty i odnosząc rany, za co został odznaczony Krzyżem Walecznych, byłby on pozytywny. Po ciężkiej kontuzji, jaka przytrafiła się "Kusemu" już w rok po igrzyskach olimpijskich w Los Angeles, znowu zaczął wychodzić na prostą. Poddał się operacji w Wiedniu i noga wreszcie przestała boleć. Z powodu kontuzji nie pojechał na igrzyska w Berlinie i treningi wznowił dopiero w 1938 roku. Powracał do wielkiej formy; w 1939 roku wygrał na mistrzostwach Polski bieg na 10 kilometrów, pełen nadziei szykował się na igrzyska olimpijskie w Tokio w roku 1940. Tymczasem już na początku okupacji nadciągnęły dla "Kusego" ciemne chmury. Pracował jako kelner w warszawskim barze Pod Kogutem, udzielając się równocześnie w konspiracyjnej organizacji "Wilki". Grupa została zdekonspirowana 26 marca 1940 roku, a "Kusy" aresztowany przez gestapo, trafił do katowni w alei Szucha. Choć katowany przez oprawców, nie wydał współtowarzyszy podziemnej walki. Zginął, rozstrzelany 21 czerwca 1940 roku w Puszczy Kampinoskiej, opodal miejscowości Palmiry. Osiem lat i dwa dni po ustanowieniu pierwszego rekordu świata i na miesiąc przed oczekiwanymi i wymarzonymi igrzyskami w Tokio.



p



Sanisława, Jadwiga i Maria

Były tylko dwie polskie lekkoatletki, które na dwóch kolejnych igrzyskach - w Los Angeles i Berlinie - zdobywały medale: Stanisława Walasiewiczówna i Jadwiga Wajsówna. Walasiewiczówna urodziła się w Wierzchowni koło Rypina, ale gdy miała trzy miesiące, jej rodzina wyemigrowała do Stanów Zjednoczonych. Kiedy na początku lat 30. XX wieku zaczęła osiągać znakomite wyniki w biegach sprinterskich, mogła bez problemu uzyskać obywatelstwo amerykańskie. Wybrała polskie barwy; trenowała zresztą zarówno w Stanach, jak i w Polsce: do 1939 roku reprezentowała barwy klubu "Warszawianka".

Stanisława i Jadwiga znały się dobrze. Obie podziwiały "złotą Halinę", która w 1931 roku przekazała pałeczkę, a dokładnie dysk, w dobre ręce - Jadwigi Wajsówny rodem z Pabianic, która w latach 1932-1934 ośmiokrotnie biła rekordy świata w rzucie dyskiem. Jako pierwsza kobieta pokonała też granicę 40 metrów. Latem 1932 roku Walasiewiczówna i Wajsówna popłynęły do Ameryki statkiem, a później wyruszyły pociągiem z Nowego Jorku do Los Angeles. Łącznie, w tych najbardziej udanych dla nas igrzyskach olimpijskich międzywojnia, polska ekipa olimpijska zdobyła siedem medali, w tym dwa złote - Kusocińskiego oraz Walasiewiczówny w biegu na 100 metrów.

Brązowy medal w rzucie dyskiem wywalczyła Wajsówna. Po latach wspominała, że mogło być lepiej. Przyjechała przecież do Los Angeles z rekordem świata. Lecz wcześ-niej trenowała rzuty innym dyskiem niż olimpijski - bardziej płaskim, bo w Polsce zabrakło pieniędzy na kupno odpowiedniego sprzętu. Powetowała sobie stratę, zdobywając srebrny medal w Berlinie, gdzie nie była już główną faworytką do złota. Na tych samych igrzyskach Walasiewiczówna zdobyła srebro w biegu na 100 metrów, co jednak uznała za porażkę. Biła przecież niemal na zawołanie rekordy świata na krótkich dystansach - w sumie aż 14 razy! Tu jednak lepsza okazała się Niemka. Wszystko odbywało się jednak w cieniu hitlerowskich swastyk, przemówień Hitlera, nieżyczliwej polskim sportowcom niemieckiej publiczności i nieobiektywnych sędziów. Kiedy Hitler zaprosił do swojej loży honorowej triumfatorki rzutu oszczepem - dwie Niemki i polską zdobywczynię brązowego medalu Marię Kwaśniewską - wywiązała się krótka rozmowa. Hitler pogratulował sukcesu małej Polce - jak się wyraził, na co Kwaśniewska odpowiedziała: "Pan też niezbyt wysoki".

Nim wybuchła wojna, Walasiewiczówna powróciła do Stanów Zjednoczonych. Wajsówna zaś mieszkała do 1943 roku wraz z mężem Franciszkiem Grętkiewiczem w rodzinnych Pabianicach, skąd oboje przenieśli się do Warszawy. Którejś nocy w ich mieszkaniu zjawiło się gestapo. Dwójkę małych dzieci nakazano oddać pod opiekę sąsiadom… Podczas tej "wizyty" Grętkiewiczowie zostali ciężko pobici. Zapewne wskutek obrażeń mąż Jadwigi zachorował i zmarł pod koniec wojny. Nie jest jasne, czy zostali aresztowani przez pomyłkę, czy też była to świadoma akcja skierowana przeciwko polskim sportowcom?

Maria Kwaśniewska natomiast podczas okupacji brała udział w ruchu oporu. W mieszkaniu w Podkowie Leśnej ukrywała Żydów, pomagała bezdomnym. W wywiadach radiowych pod koniec długiego życia (zmarła w 2007 r.) wspominała, że gdy przewoziła jako łączniczka dokumenty, to tylko na zewnątrz zachowywała stoicki spokój. W środku drżała, że Niemcy w każdej chwili mogą ją rozpoznać. Fotografia z 1936 roku, kiedy siedziała w loży obok Hitlera, obiegła przecież świat… Miała jednak więcej szczęścia niż znany olimpijczyk z Berlina, mistrz i rekordzista Polski w rzucie oszczepem Eugeniusz Lokajski, który zginął w powstaniu warszawskim. Olimpijczykiem (jazda konna) był również legendarny major "Hubal" - Henryk Dobrzański, jeden z pierwszych dowódców oddziałów partyzanckich, który poległ w walce z Niemcami 30 kwietnia 1940 roku.

Czarodziej piłki

Odmiennie potoczyły się losy piłkarskiej gwiazdy międzywojnia - Ernesta Wilimowskiego - który do września 1939 roku występował w polskich barwach. Był niewysoki, niezbyt szybki, ale obdarzony niezwykłym talentem, popartym znakomitą techniką wytrenowaną podczas zabawy z piłką na śląskich hałdach. Nie pojechał, jak uzasadniały władze sportowe - za pijaństwo - na olimpiadę w Berlinie, ale został powołany do polskiej drużyny narodowej na mistrzostwa świata w 1938 roku we Francji. Przeszedł do historii, strzelając w meczu z Brazylią cztery bramki. Polska przegrała po dogrywce 5:6, ale wielu kibiców okrzyknęło Wilimowskiego czarodziejem piłki.

Rudowłosy piłkarz z szelmowskim uśmieszkiem na ustach doprowadzał do rozpaczy bramkarzy przeciwników. W 22 spotkaniach międzypaństwowych strzelił w barwach Polski 21 goli. Urodził się w niemieckich Katowicach, ale przyjął polskie nazwisko ojczyma. Początkowo grał w niemieckim klubie 1. FC Kattowitz, ale w latach 1934-1939 reprezentował barwy polskiego Ruchu Chorzów (wówczas Ruch Wielkie Hajduki), z którym zdobył cztery tytuły mistrza Polski. Nie czuł się ani Polakiem, ani Niemcem - lecz Górnoślązakiem. Zagrał fantastycznie w przededniu wojny, 27 sierpnia 1939 roku w Warszawie, strzelając w zwycięskim dla Polski meczu aktualnym wicemistrzom świata, Węgrom (4:2), trzy bramki. Gdy wybuchła wojna, Wilimowski podpisał folkslistę i odtąd grał w klubach niemieckich, występując w latach 1941-1942 w reprezentacji Niemiec ośmiokrotnie i strzelając 13 goli. W powojennej Polsce władze okrzyknęły go zdrajcą i skazały na zapomnienie. Miłośnicy futbolu jednak go pamiętali. Znakomity piłkarz Gerard Cieślik głośno mówił, że Ezi - jak nazwali Wilimowskiego śląscy kibice - był najlepszym piłkarzem, jakiego znał. Kazimierz Górski jeździł specjalnie ze Lwowa do Chorzowa, żeby zobaczyć w akcji śląskiego czarodzieja. A gdy sam podczas jednego meczu strzelił dwie bramki i ktoś głośno nazwał go "drugim Wilimowskim", późniejszy selekcjoner złotej polskiej jedenastki nie krył radości.

Kusociński był najpopularniejszym sportowcem Polski międzywojennej.Zginął w 1940 roku po trzymiesięcznych torturach gestapowców.

O Walasiewiczównie zrobiło się znów głośno w 1980 roku, gdy zginęła na parkingu supermarketu w Cleveland, zastrzelona przez rabusia. Podczas przeprowadzonej wówczas sekcji zwłok okazało się, że sportsmenka była obojnakiem, czyli miała zarówno żeńskie, jak i męskie narządy płciowe. Rozgorzała dyskusja, czy w związku z tym odebrać Walasiewiczównie jej rekordy i medale. Tematu nie podjęły międzynarodowe organizacje i osiągnięcia Polki nadal widnieją w oficjalnych statystykach.

Ocalić od zapomnienia

W lutym 1943 roku w obozie Auschwitz został zamordowany walczący w ruchu oporu Józef Noji, najbardziej znany obok "Kusego" polski długodystansowiec lat 30. XX wieku, 10-krotny mistrz Polski, który na olimpiadzie w Berlinie zajął piąte miejsce w biegu na pięć kilometrów. W Auschwitz-Birkenau zginął również narciarz Bronisław Czech, trzykrotny olimpijczyk i 24-krotny mistrz Polski w wielu zimowych konkurencjach. Od początku okupacji zaangażował się w walkę konspiracyjną, zostając kurierem kursującym na Węgry. Aresztowany 20 czerwca 1940 roku przez gestapo, zginął cztery lata później w obozie zagłady. Kurierem tatrzańskim był też olimpijczyk Stanisław Marusarz, wicemistrz świata na dużej skoczni z 1938 roku z Lahti. Aresztowany w czasie tatrzańskiej przeprawy w 1940 roku, został osadzony w krakowskim więzieniu przy Montelupich. Podczas brawurowej ucieczki (wyskoczył z okna na drugim piętrze) udało się mu wydostać z niemieckiej katowni. Przedarł się na Węgry, gdzie ukrywał się do końca wojny. Marusarz został nazwany przez legendarnego norweskiego skoczka Birgera Ruuda fenomenem narciarstwa. Zasłużył sobie na to miano, utrzymując się przez 20 lat w światowej czołówce. W rozmowach z dziennikarzami Stanisław wolał mówić o młodszej siostrze - Helenie. Pomimo zaledwie 21 lat, do 1939 roku zdążyła siedmiokrotnie zostać mistrzynią Polski w konkurencjach alpejskich. Była tatrzańskim kurierem; w tym samym czasie co Stanisław została aresztowana przez słowacką żandarmerię i przekazana gestapo. Zginęła we wrześniu 1941 roku.

p