Sekretariat Funduszu Wczasów Pracowniczych 13 stycznia 1949 roku uchwalił taką oto decyzję: "Organizując wypoczynek, zadaniem FWP jest równocześnie prowadzenie szeroko zakrojonej pracy kulturalno-oświatowej, dla podniesienia świadomości klasowej na wyższy poziom." To proste zdanie mówi całkiem sporo o socjalistycznej Polsce u progu lat 50. Choćby to, że "poziom świadomości klasowej" społeczeństwa nie był wówczas satysfakcjonujący. Ale także i to, że czas wolny, podobnie jak wszystkie inne obszary życia społecznego w tamtych czasach, miał podlegać ideologicznej indoktrynacji. Przed 1948 rokiem władze miały jednak na głowie bardziej palące problemy niż organizowanie wypoczynku dla ludzi pracy. Istniał już co prawda Fundusz Wczasów Pracowniczych - teoretycznie mający być instytucją centralnie zarządzającą na tym polu, jednak do 1949 roku nie odnotował większych osiągnięć. Statystyka nie pozostawia wątpliwości. W 1947 roku FWP posiadał na własność siedem domów wypoczynkowych, podczas gdy branżowe związki zawodowe, zakłady pracy i inne instytucje miały ich łącznie 607. Jednak nawet w owych siedmiu placówkach nie prowadzono jeszcze planowego uświadamiania klasowego. Lecz to się miało zmienić. Zanim wprowadzono centralne sterowanie wakacyjnym wypoczynkiem, rozkwitał on spontanicznie - albo organizowany był przez konkretne zakłady pracy, albo instytucje legitymujące się jeszcze przedwojenną tradycją. Do nich należała m.in. chrześcijańska organizacja YMCA (Young Man’s Christian Association).

Reklama

p

Kaowiec z przypadku

Pierwsze zwiastuny nowej polityki centralnego sterowania wypoczynkiem pojawiły się pod koniec 1947 roku na konferencji Komisji Centralnej Związków Zawodowych (KCZZ) w Spale. W stenogramach znajdujemy takie np. deklaracje: "Wczasy [...] nie mogą już być oceniane jedynie jako zagadnienie bytowe pracujących i ich rodzin, co było niewątpliwie słuszne w okresie pierwszych lat Polski Ludowej, ale także, a może nawet przede wszystkim, jako wyraz polityczno-wychowawczej działalności państwa". Od tego momentu rozpoczęło się wcielanie w życie stalinowskiego, pod wieloma względami czerpanego bezpośrednio z dorobku ZSRR, modelu organizowania wypoczynku. Politycznie sektor ten wpisywał się w strukturę Wydziału Propagandy i Agitacji Komitetu Centralnego powstałej w 1948 roku PZPR. Zakazano działalności m.in. YMCA, a stosunkowo dobrze rozwijające się z dala od politycznych układów kolonie i obozy młodzieżowe w dużej mierze podporządkowano ideologicznie zaangażowanemu Związkowi Młodzieży Polskiej. Fundusz Wczasów Pracowniczych przejął na własność większość branżowych ośrodków wypoczynkowych.

Reklama

Z zaleceń KCZZ opracowanych 7 maja 1949 roku dowiadujemy się, jak wyobrażano sobie w tamtym czasie schemat idealnych wczasów: "Wczasowicze winni być witani na stacji i odprowadzani do domów wypoczynkowych. Na pierwszych zebraniach wieczornych należy nauczyć wczasowiczów kilku pieśni, które przyczynią się do ożywienia późniejszych zbiorowych wycieczek. […] Należy zwrócić szczególną uwagę na zorganizowanie 1) prasówki z aktualnymi informacjami politycznymi 2) pogadanki a) o Polsce b) zagadnieniach gospodarczych c) ruchu robotniczym 3) ewentualnie wieczoru dyskusyjnego (zależnie czy w danym domu wypoczynkowym znajduje się odpowiedzialny towarzysz partyjny na odpowiednio wysokim poziomie wyrobienia politycznego). Ustaleniem programów i pogadanek powinien zajmować się kierownik kulturalno-oświatowy."

Tyle teoria. Praktyka przypominała sceny z filmu "Rejs" - w każdym razie postać kierownika kulturalno-oświatowego, czyli kaowca, została przez Stanisława Tyma sportretowana niemal idealnie. W 1951 roku po serii inspekcji w ośrodkach wczasowych sporządzono następującą notkę: "[referenci kulturalno-oświatowi] są pracownikami sezonowymi angażowanymi niekiedy z przypadku, bez należytego przygotowania do swojej pracy. Zakres ich działalności ogranicza się do urządzenia jakiejś wycieczki, przeprowadzenia gimnastyki - o ile znajdą się chętni - gry w siatkówkę czy wypożyczenia książek."

Chamskie zachowanie

Reklama

Również entuzjazm samych wczasowiczów daleki był od ideału zakładanego w partyjnych gabinetach. Większość ośrodków wczasowych jeszcze lizała rany wojenne lub wynikające z powojennego szabrownictwa, połączenia kolejowe wciąż nie funkcjonowały jak należy, nie mówiąc już o tym, że chłopi czy robotnicy po prostu nie byli przyzwyczajeni do takiej formy wypoczynku. W komentarzu do badań socjologicznych z lat 1949-1950 można przeczytać: "Natrafialiśmy wśród pracowników fizycznych na wypadki wysyłania delegata, aby osobiście wziął udział we wczasach, zorientował się w panujących stosunkach i następnie złożył im sprawozdanie."

Sporą przeszkodę stanowiła kwestia integracji różnych środowisk. Narzekali zwłaszcza robotnicy, którzy z jednej strony nie wiedzieli, jak się zachować w większym towarzystwie, z drugiej zaś spotykali się ze słabo skrywaną niechęcią inteligencji. "Taki robotnik to czasem nie wie, jak ma się znaleźć" - ze wstydem przyznawał jeden z ankietowanych wczasowiczów. "Ani widelca, ani noża do ręki włożyć nie umie, a tu zbiorowisko różnych ludzi." Pewien wypoczywający górnik dodawał: "Większość inteligencji zachowuje się bardzo dumnie i daje to robotnikowi odczuć, przez powiedzenia tego rodzaju jak <chamskie zachowanie>".

Od wyjazdu na wczasy odstręczały też kradzieże, co zgodnie przyznawały osoby prowadzące ośrodki. W 1949 roku pewien wczasowicz w Polanicy-Zdroju, któremu skradziono cenne futro, wspominał: "Poza niezbędną koniecznością udawania się do łazienek zdrojowych i na posiłki nie opuszczaliśmy pokoju. Każdorazowo przy wyjściu zamykaliśmy dokładnie okna i drzwi na klucz, zabierając go ze sobą, a wieczorem pozostawiając światło dla wywołania wrażenia, że przebywamy w pokoju." Jednak dzięki FWP niektórzy mogli zobaczyć góry na własne oczy po raz pierwszy w życiu, co czasami wywoływało niemały szok. Pewien dróżnik ze Śląska wspominał: "Przedstawiałem sobie góry jako kupę piasku i myślałem, że wlezę i poskaczę. Nigdy gór nie widziałem, nawet w książce." Do 1950 roku liczba korzystających z takiej formy wypoczynku rosła. Nie dysponujemy pewnymi danymi, ale zakłada się, że o ile w 1945 roku w wyjazdach uczestniczyło około 60 tysięcy osób, to w kolejnych latach liczba ta wahała się między 400 a 500 tysiącami (w rekordowym 1950 r.).

Stosunek do rzeczywistości

Formy wypoczynku dla dzieci i młodzieży przechodziły tę samą ewolucję. Już w latach 1946-1947 organizowano dla najmłodszych wyjazdy zagraniczne - do Czech, Bułgarii, ale też Danii, Norwegii, Włoch, a nawet Wielkiej Brytanii, jednak w następnych latach ograniczono się do krajowych kolonii i obozów. Zgodnie z rozporządzeniem Ministerstwa Oświaty z listopada 1948 roku uznano marksizm-leninizm za filozoficzną, poznawczą i metodologiczną podstawę prac programowych. Ministerstwo nie pozostawiało tu wątpliwości: "Dotychczasowa akcja wczasowa była nastawiona na zapewnienie zabawy i wypoczynku. Odtąd postanowiono do niej włączyć elementy wychowawcze i ideologiczne.Zgodnie z odgórnymi instrukcjami wychowawcy kolonijni powinni wzbudzać poczucie dumy narodowej płynące z wkładu Polski w kulturę ogólnoludzką, walki narodu na przestrzeni wieków o postęp i wolność innych ludów, z udziału w walce z faszyzmem, z osiągnięć i dzieł odbudowy. Tak pojęty patriotyzm eliminuje szowinizm i nacjonalizm. W dobie dzisiejszej zasadniczą cechą patriotyzmu jest aktywny stosunek obywatela do aktualnej rzeczywistości Polski Ludowej."

p