Przypomnijmy: w lipcu zeszłego roku złoty bił rekordy, schodząc do 3,20 za euro i 2 zł za franka, oraz dolara. To sprawiło, że staliśmy się prawdziwymi Europejczykami -kupowaliśmy za granicą i zwiedzaliśmy kolejne stolice, nie licząc się już z każdą złotówką. Nic dziwnego. Pensja przeciętnego Polaka, która wynosi obecnie według GUS 3,2 tys. złotych brutto (2,3 tys. zł na rękę), warta była ponad 700 euro i prawie 1,2 tys. dolarów.

Reklama

"Na wakacjach za granicą po raz pierwszy nie liczyłem się z pieniędzmi. Starczyło na dobre restauracje, a nawet wynajęcie lepszego auta. Czułem, że nie różni mnie nic od turystów z Niemiec czy Francji" - wspomina ubiegłoroczny urlop Waldemar Jorzwik z Krakowa. "Często jeżdżę służbowo do Brukseli. Taki wyjazd był okazją do zaopatrzenia się w ładne ciuchy" - dodaje Ewa Kowalska, 42-letnia mieszkanka Warszawy.

>>>Złoty stracił, frank coraz droższy

Wielkim powodzeniem cieszyły się też zakupy za granicą, zarówno te przez internet robione samemu w domu, jak i przy pomocy pośredników. "To był owczy pęd. Ludzie kupowali samochody niemal w ciemno, tylko ze zdjęcia" - mówi nam jeden ze sprzedawców sprowadzających samochody ze Stanów Zjednoczonych.

Reklama

Ten czas dobrobytu nie trwał jednak zbyt długo – wystarczyło zaledwie kilka miesięcy, aby sytuacja odwróciła się o sto osiemdziesiąt stopni. Dziś wartość polskiej waluty spadła o 40 proc. w stosunku do euro i aż o 70 proc. do dolara. A tym samym znacznie skurczył się walutowy portfel przeciętnego mieszkańca Polski.

Co to oznacza? Oto nasze wyliczenia.

* Golf IV 2002 r. rok kupowany w Niemczech wart 3 tys. euro. W lipcu kosztował 9,6 tys. zł, czyli wartość czterech przeciętnych pensji netto Polaka. Teraz trzeba na niego pracować sześć miesięcy. Kosztuje 14 tys. zł.

Reklama

* Jeep Grand Cherokee ze Stanów Zjednoczonych z 2005 roku za 12,8 tys. dolarów jeszcze kilka miesięcy temu kosztował Polaka 25 tys. zł (11 pensji), aby skoczyć dziś do 47,7 tys. złotych (21 miesięcy pracy).

>>>Ceny nowych aut pójdą w górę

* Za bagietkę we francuskiej stolicy płacimy średnio 0,8 euro. Za przeciętną pensję kupimy teraz zaledwie 615 bułek, czyli o jedną trzecią mniej niż w lipcu.

* Wstęp do muzeum Ermitaż w St. Petersburgu kosztuje 10,5 euro. Cena w ciągu kilku miesięcy podskoczyła o 16 złotych, z 33 na 49 zł.

* Za dwuosobowy pokój w 2-gwiazdkowym hotelu w Brukseli trzeba zapłacić 165 euro. Teraz nie płacimy więc za niego 528 zł, a 774 zł.

* Gra komputerowa WarCraft na PlayStation lub książka np. o Baracku Obamie w amerykańskim sklepie internetowym jest dostępna już za 20 dolarów. Tyle tylko, że Polak nie płaci już za nią przyzwoite 40 zł, a prawie 75 zł i kupi sobie nie 57 gier, a 31.

* Zabawa w europejskich klubach też jest droższa. Wejście do klubu w Berlinie kosztuje 12 euro. W lipcu było to 38,4 zł, w marcu 56 zł.

* Flakonik perfum Coco Chanel we francuskiej drogerii można kupić za około 60 euro, czyli za 281 zł. Pomyśleć, że jeszcze kilka miesięcy temu te same perfumy były dostępne już za 191 zł, co pozwalało na kupienie czterech buteleczek więcej.

* Bilet do najsłynniejszej opery na świecie, mediolańskiej La Scali, kosztuje 115 euro. Teraz dla zarabiającego w złotówkach jest droższy aż o ponad 200 zł.

>>>Koniec ery kredytów we frankach

Jak się spadek wartości złotego przekłada na sprowadzane towary?

Zaledwie parę miesięcy temu komputery, telefony komórkowe czy laptopy Polacy sprowadzali nawet zza oceanu, i to na potęgę. Dziś to gra niewarta świeczki. Nawet przecenione ubrania i kosmetyki w przeliczeniu na złotówki są znów drogie. Nie ma też chętnych na samochody z zagranicy. "Klienci zniknęli nagle. Od kilku miesięcy nie ściągnęliśmy żadnego auta" - mówią sprzedawcy.

Najdotkliwiej walutowe wahania odczuwają turyści. W czasie zeszłorocznych wakacji Polacy z wypchanymi portfelami brylowali w najlepszych restauracjach i hotelach nawet w najdalszych zakątkach świata. "Zamiast w Egipcie w tym roku nurkować będę na Mazurach" - mówi Waldemar Jorzwik z Krakowa.

Czy powróci mit biednego turysty z Polski? Zdaniem ekspertów na jakiś czas niestety tak. "O planach będzie decydował głównie rachunek ekonomiczny. Będziemy wyjeżdżać rzadziej, mniej kupimy, wybierzemy hotel z jedną gwiazdką mniej lub w ogóle wypoczniemy w Polsce" - mówi ekonomista Bohdan Wyżnikiewicz z Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową. Jego zdaniem tych problemów by nie było, gdyby Polska, tak jak Słowacja, przyjęła euro.

>>>Tłumy narciarzy w polskich górach