Prokuraturę szczególnie zainteresowały działania aspiranta Macieja L., członka specjalnej grupy poszukującej Krzysztofa Olewnika. Policjant miał kontrolować przekazanie okupu i jednocześnie pilnować siostry i szwagra porwanego. Jego misja zakończyła się jednak niepowodzeniem - bandyci dostali pieniądze i uciekli, nienękani przez policję.

Reklama

>>>Olewnika zdradził najbliższy przyjaciel?

Okazało się, że funkcjonariusz nie dojechał na czas. Podczas przesłuchań twierdził, że musiał przebijać się osiedlowymi uliczkami i zwyczajnie nie zdążył.

Ale to nie koniec błędów popełnionych przy wręczaniu okupu. Maciej L. przyznał, że zrezygnował z przeprowadzenia oględzin miejsca zdarzania "ze względu na nocną porę i bezpieczeństwo uprowadzonego". Na dodatek dokumentację z miejsca przekazania okupu sporządzono dopiero trzy dni później. Nie wiadomo, czy zabezpieczono jakieś ślady - np. odciski palców czy fragmenty DNA.

Reklama

>>>Policja wiedziała, kto porwał Olewnika

"Tak naprawdę nie ma żadnego dokumentu potwierdzającego oględziny miejsca zrzucenia okupu. Na podstawie notatek znajdujących się w odtajnionych aktach operacyjnych można domniemywać, że rzeczywiście nie widział tego żaden policjant. Jedna z notatek zawiera stwierdzenie, że okup zrzucono w krzaki, gdy tymczasem tam żadnych krzaków nie było. To wszystko jest bardzo dziwne" - mówi osoba znająca materiały śledztwa.

>>>Dowód na złą wolę władz w sprawie Olewnika

Krzysztof Olewnik został porwany ze swojego domu 27 października 2001r., Został zamordowany we wrześniu 2003 r., po tym jak rodzina wpłaciła 300 tys. euro okupu. Nieprawidłowości w śledztwie bada teraz gdański wydział przestępczości zorganizowanej Prokuratury Krajowej. Sprawą zajmie się też sejmowa komisja śledcza.