Czarna seria trwa już drugi miesiąc:

15 stycznia - 43–letni Jacek R. odbywający karę więzienia za znęcanie się nad rodziną, po tygodniu od wyjścia z więzienia zabił swoją konkubinę.

30 stycznia - w 2004 r. Jerzy W. usłyszał wyrok czterech lat więzienia za brutalne gwałty na córce. W więzieniu spędził niespełna trzy lata. Za dobre sprawowanie, wykazaną skruchę i deklaracje poprawy wyszedł na przedterminowe zwolnienie. Pięć tygodni po tym, jak sąd wypuścił go z aresztu, znów zgwałcił córkę.

8 lutego - Jan Sz. został skazany w grudniu za gwałt na swojej byłej żonie. Żona poskarżyła się sądowi, że mężczyzna, który jeszcze nie trafił do więzienia - bo wyrok się nie uprawomocnił - nadal ją nachodzi i grozi. Jan Sz. z zemsty zabił siostrę żony i jej przyjaciela.

Reklama

21 lutego - Marek W. decyzją Sądu Rejonowego w Opolu Lubelskim został w styczniu aresztowany na trzy miesiące, po tym jak postawiono mu zarzuty znęcania się nad żoną. Sąd rozpatrując zażalenie podejrzanego, przychylił się do jego wniosku i zwolnił go z aresztu. Dwa dni po wypuszczeniu z aresztu Marek W. w czasie awantury zabił swoją 30-letnią żonę, zadając jej nożem cios w szyję.

12 marca - zwolniony dwa tygodnie wcześniej z więzienia, gdzie odsiadywał wyrok za znęcanie się nad rodziną 51-letni Leszek J. zabił siekierą żonę i 20-letnią córkę.

>>>Wyszedł z aresztu i zabił rodzinę

Reklama

Wszystkie ofiary miały założone już tzw. "Niebieskie Karty" dla ofiar przemocy domowej, szukały pomocy na policji, prosiły o ochronę sąd. Jednak nikt im nie pomógł. Wyjaśnienia sędziów zwalniających sprawców są absurdalne. Jak choćby to, że hydraulik z Chodla, który od lat dręczył swoją żonę nie stwarzał dla niej zagrożenia, bo wcześniej bił ją rękami i nie używał żadnego niebezpiecznego narzędzia, na przykład noża.

"Stąd właśnie nasz pomysł stworzenia specjalnej linii telefonicznej dla tych osób, które boją się powrotu swoich bliskich z więzienia" - mówi DZIENNIKOWI wiceminister sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski. "Skargi za pomocą tej gorącej linii będą trafiać, bez pośrednictwa policji, od razu do sądu, a ten będzie podejmował konkretne kroki: wydawał decyzję odwieszeniu wyroku, czy zastosowaniu aresztu tymczasowego. Docelowo ma być tak, że od telefonu do rozwiązania sprawy ma minąć jeden dzień" - dodaje Kwiatkowski. Resort chce by telefon zaczął działać przed końcem tego roku.

Pomysł ministerstwa nie podoba się jednak samym sędziom. "Nie jestem sobie w stanie wyobrazić na jakiej zasadzie taki telefon alarmowy miałby działać i jaką rolę mieliby w tym całym przedsięwzięciu odgrywać sędziowie" - mówi DZIENNIKOWI Teresa Romer, była sędzia Sądu Najwyższego.

"Zamiast wykorzystywać istniejące już możliwości chronienia ofiar ministerstwo woli tworzyć nowe, sztuczne i zbędne" - mówi DZIENNIKOWI karnista Monika Płatek. "Już przecież jest uniwersalny numer alarmowy, wystarczyło by naprawdę reagowano na skargi ofiar. I to reagowano natychmiast. Amerykanie wyliczyli, że jeżeli w ciągu 3 do 5 minut od telefonu od ofiary nie jest podejmowana interwencja to można uznać, że już jest martwa. U nas zamiat wykorzystywać istniejące już możlwiości pomocy ofiarom tworzy się nowe, wydłużające wszystko instytucje" - dodaje karnistka.