Początek sporu pomiędzy państwem a spadkobiercami ostatniego właściciela pałacu w Wilanowie sięga lat 90. Arystokratyczna rodzina chciała zwrotu pamiątek. W sprawę zaangażował się nawet ówczesny prezydent RP Lech Wałęsa, który podczas spotkania w Belwederze z Anną Branicką-Wolską zaoferował swoją pomoc w mediacjach. Nic więc dziwnego, że wszystko wskazywało na to, że kompromis zostanie szybko osiągnięty.

Reklama

>>> Rokita: Oddajmy Wilanów Branickim

Kolejne lata pokazały jednak, że porozumienie poza salą rozpraw jest niemal niemożliwe. Jeden pod drugim trafiały więc do sądu pozwy Branickich o zwrot rodowego archiwum oraz księgozbioru i eksponatów stanowiących dziś wyposażenie muzeum w Wilanowie.
Teraz Braniccy, jak dowiedział się DZIENNIK, kilka dni temu wystąpili do wojewody mazowieckiego o zwrot pałacu. Dlaczego akurat teraz zdecydowali się na tak radykalny krok? Otrzymali bowiem negatywną odpowiedź ministra kultury Bogdana Zdrojewskiego na ich listy zawierające prośbę o polubowne załatwienie sporów.
"W przysłanej po kilku miesiącach oczekiwania odpowiedzi minister jedynie lakonicznie stwierdza, że nie zamierza ingerować w toczące się postępowania" - mówi Andrzej Wąsowski, adwokat rodziny.

Oliwy do ognia dolało to, że gdy miesiąc temu sąd w sprawie o archiwalia zasugerował stronom negocjacje, obie na nie przystały. Doszło jednak - jak się dowiedzieliśmy - do zaledwie jednego i to czysto kurtuazyjnego spotkania Branickich z dyrekcją Archiwów Państwowych. Efekt był taki, że dyrektor archiwów przesłał do resortu kultury relację z rozmowy wraz z zapytaniem, co ma dalej robić.

Reklama

"Minister milczy. Do tej pory nie dostaliśmy od niego odpowiedzi" - mówi dr Sławomir Radoń, dyrektor Archiwów Państwowych.

Tymczasem Braniccy tych zachowań nie nazywają inaczej jak tylko "ostentacyjnym ignorowaniem ich dobrej woli do polubownego załatwienia sporu". Sięgają więc po najcięższy oręż, czyli zwrot pałacu. "Nie chcieliśmy walczyć o pałac, ale postawiono nas pod murem. Od dawna wiemy, że możemy go dość łatwo odzyskać" - mówi nam Adam Rybiński, jeden ze spadkobierców.

Jakich argumentów zamierzają użyć w postępowaniu administracyjnym dawni właściciele Wilanowa? Przede wszystkim twierdzą, że pałac nie podlegał dekretowi o reformie rolnej z 1944 r., na podstawie którego go im odebrano. "Wilanów był domem mieszkalnym i siedzibą muzeum. Nie miał żadnego funkcjonalnego związku z majątkiem ziemskim, a tylko taki podlegał nacjonalizacji" - tłumaczy adwokat Branickich Andrzej Wąsowski.

Reklama

Z tą argumentacją nie zgadza się jednak pełnomocnik pałacu w Wilanowie. "To jest tylko jedna z linii interpretacyjnych" - ripostuje mecenas Andrzej Drozd. "Z resztą moim zdaniem przeczy ona faktom historycznym. Widział ktoś kiedyś dwór bez majątku ziemskiego?" - pyta.

Kluczowe dla rozstrzygnięcia batalii o pałac będzie więc ustalenie, czy Wilanów był nieruchomością ziemską, bo tylko takie podlegały nacjonalizacji. "Moim zdaniem tak. Gdy odbierano pałac Branickim, obowiązywała definicja z 1919 r., która mówiła, że nieruchomością ziemską jest ta, która leży poza miastem. Wilanów wtedy nie był częścią Warszawy" - stwierdza Drozd.

Mało tego, prawnik Wilanowa twierdzi, że powództwem o ustalenie treści księgi wieczystej wytoczonym przez Branickich jeszcze w 2003 r. rodzina de facto wystąpiła już o zwrot rezydencji. "Spadkobiercy w tej sprawie twierdzą, że obecna treść księgi wieczystej nie jest zgodna z prawdą i że nadal są właścicielami pałacu. Ich wygrana w tej sprawie równa się temu, że pałac dostanie się w ręce Branickich" - wyjaśnia Drozd.

"To nieprawda! Ta sprawa dotyczy działek stanowiących otoczenie rezydencji, a nie jej samej i parku" - ripostuje Andrzej Herman, adwokat Branickich.

Co Braniccy zrobią z ewentualnie odzyskanym pałacem? Za wcześnie, by mówić o konkretach, ale na pewno będziemy chcieli zostawić tam muzeum, żeby turyści nie odczuli żadnej różnicy - deklaruje Adam Rybiński.

p

Bliźniacza sprawa skończyła się zwrotem

Wystąpienie Branickich o zwrot pałacu w Wilanowie jest bliźniaczo podobną sprawą do tej, która miała swój finał pod koniec lutego br. Wtedy to wojewoda mazowiecki wydał decyzję, na mocy której zwrócił rodzinie Jezierskich pałac, park, jezioro i wyspę w podwarszawskim Otwocku Wielkim (dziś część Muzeum Narodowego). Uznał bowiem, że barokowa perła architektury projektu Tylmana z Gameren nie podlegała przejęciu na mocy dekretu o reformie rolnej z 1944 r.

Zgodnie z dekretem nacjonalizacji podlegały bowiem tylko "nieruchomości ziemskie". Zdaniem wojewody, który powołuje się uchwałę Trybunału Konstytucyjnego z 19 września 1990 r., prawidłowo znacjonalizowana "nieruchomość ziemska" musiała mieć charakter rolniczy. A więc nie mógł nią być pałac czy park.

Natomiast muzeum w Wilanowie twierdzi, że obowiązującą jest definicja z 1919 r. Mówi ona, że nie ma znaczenia, jak dana nieruchomość jest lub była użytkowana, ważne, by znajdowała się ona poza granicami miasta. Taka interpretacja oznacza, że nacjonalizacja Wilanowa, który do 1951 r. był podwarszawską wsią, odbyła się zgodnie z ówczesnym prawem.