Do napisania maturalnego wypracowania sprzed kilkunastu lat próbowaliśmy namówić wielu maturzystów. Większość odmawiała, mówiąc, że taki test wymaga zupełnie innego rodzaju wiedzy, niż zdobyli w liceum, i najzwyczajniej w świecie boją się go pisać. Ostatecznie wyzwanie podjęły dwie uczennice: Aleksandra Ejsmont z warszawskiego LO im. Jana Nowaka-Jeziorańskiego i Agnieszka Skotnicka z LO im. Goethego. Obie lubią język polski, dużo czytają, a w szkole są uważane za doskonałe uczennice.

Reklama

Dziewczyny dostały do wyboru sześć tematów. Ola wybrała esej zatytułowany ”Człowiek w konfrontacji z losem, główny problem literatury XX wieku. Zbierz argumenty za takim twierdzeniem lub przeciw niemu” z 1995 r., a Agnieszka pisała rozprawkę sprzed dokładnie 25 lat na temat: ”Pokrzepić serca czy rozrywać rany polskie. Która z intencji pisarskich jest ci bliższa i dlaczego?”

Po egzaminie, który zgodnie z dawnymi wymaganiami trwał pięć godzin, maturzystki przyznały, że chwilami czuły się bezradne. ”Nie spodziewałam się, że to będzie tak trudne” - mówiła Agnieszka. ”Kiedy zabrałam się za pisanie, byłam w szoku. Nie miałam pojęcia, od czego zacząć, do jakich dzieł sięgnąć. Byłam zupełnie zagubiona. Na lekcjach zawsze analizujemy konkretny tekst, którego pilnie się trzymamy, szukając odpowiednich tropów” - dodała. Dlatego długo nie mogła wymyślić, jakie przykłady mają znaleźć się w tekście. ”Dano mi zbyt dużą wolność” - żaliła się.

Podobne wrażenia miała Ola. ”Przede wszystkim musiałam po raz pierwszy całkowicie zaufać własnej wiedzy. System, w którym się uczymy, nigdy tego ode mnie nie wymagał” - mówiła. I choć uwielbia literaturę XX wieku, miała problemy z dobraniem odpowiednich lektur. Najtrudniejsze okazało się jednak połączenie wszystkiego w spójną całość.

Reklama

Te problemy wyraźnie widać w wypracowaniach. ”Leksyka jest ograniczona, konstrukcje zdań sztampowe, stylistyka rozchwiana i brak dobrego stylu” - mówi pisarz i polonista Jarosław Klejnocki, który oceniał prace. Jego zdaniem dziewczyny używały też zbyt wielu kolokwialnych wyrażeń, takich jak ”wydaje mi się”, ”wróćmy do tematu”, a nawet ”że tak powiem”.

Klejnocki opowiada, że na co dzień ma do czynienia z pracami, w których królują równoważniki zdań. ”Uczniowie teraz tak piszą. Nie zależy im na stylu, bo za to nie będą oceniani” - mówi. Kiedyś jego zdaniem maturzyści byli ćwiczeni w stylistyce, więc pisali o wiele płynniej. ”Odwoływali się do dzieł literackich i widać było, że coś jednak czytają. Dziś głównie czerpią wiedzę z internetu, z którego dobrego pisania się nie nauczą” - mówi.

Poza tym - dodaje - poziom refleksji w obu pracach jest dość powierzchowny, choć uczennice odwołują się do rozmaitych tekstów, co stwarza pozory erudycji. Ola w swojej pracy przywołuje twórczość Franza Kafki, Milana Kundery, Samuela Becketta, Marka Aureliusza, Friedricha Nietzschego czy Witolda Gombrowicza, ale – zdaniem egzaminatora – te odwołania są mocno ogólnikowe, bez głębokiej analizy.

Reklama

Jarosław Klejnocki wylicza kolejne błędy: jedna z uczennic napisała: ”Jednocześnie [szlachta] nie wyobrażała sobie uczty bez trunków, na wojny często jeżdżono, by zdobyć łupy, przedstawiano też obyczaje innych krajów w złym świetle”. Zdaniem Klejnockiego to przykład mieszania porządków, a także dążenie do stawiania definicji i tez, które mają być prawdziwe.

Według dawnych kryteriów - podsumowuje - prace obu uczennic zostałyby ocenione na trójkę z plusem, a co najwyżej czwórkę z minusem. Jednak winę za tak niskie oceny ponosi wyłącznie system edukacji. Dziewczyny, choć oczytane, nie są bowiem przyzwyczajone do wyrażania własnych myśli w tak dowolny sposób. I tylko dlatego nie były w stanie sprostać zadaniu.