Muzeum ofiar totalitaryzmu urządzono w budynku, który jest dawnym klasztorem brygidek na ulicy Łąckiego. Przed II wojną światową mieściło się tam polskie więzienie. Później budynek został zajęty przez NKWD. W 1941 roku masowo mordowano tam więźniów politycznych.

Reklama

Na otwarciu muzeum został zaproszony szef Służby Bezpieczeństwa Ukrainy. Jak informuje RMF FM, podczas swojego wystąpienia Naliwajczenko powiedział: "Na ukraińskiej ziemi władze zmieniały się jedna za drugą. Miały jednak wspólny cel - zniszczyć wszystko, co ukraińskie. Rozbić jedność naszego narodu. Nieważne, czy do więzienia na Łąckiego kierowała polska policja, niemieckie gestapo, czy radzieckie NKWD, ich głównymi więźniami byli bojownicy o niepodległość, członkowie ruchu wyzwoleńczego".

Słowa Naliwajczenki wywołały oburzenie i falę sprzeciwów. Zwłaszcza, że w lwowskim więzieniu ginęli głównie Polacy. Spośród bojowników ukraińskich trafili tam między innymimordercy posła Tadeusza Hołówki i szefa MSW Bronisława Pierackiego.

>>>Ukraińcy biorą się za polskie pomniki

Rzecznik MSZ, Piotr Paszkowski podkreślił, że fakty historyczne nie pozwalają na zrównanie działań polskiej służby więziennej z działaniami NKWD na sowieckiej Ukrainie czy też masowymi egzekucjami dokonywanymi na okupowanej przez hitlerowców Ukrainie - we Lwowie i innych miejscach.

Reklama

"Jeśli takie fakty są znane szefowi SBU panu Walentynowi Naliwajczence, to mamy nadzieję, że podzieli się nimi z polskim IPN-em, w ramach skądinąd dobrze układającej się współpracy" - dodał.

To właśnie Instytut Pamięci Narodowej przekaże Ukrainie nasz zastrzeżenia. "Prezes IPN będzie interweniował w tej sprawie podczas spotkania z szefem Archiwów Bezpieczeństwa Ukrainy" - powiedział rzecznik Instytutu Andrzej Arseniuk.