Sąd Okręgowy w Warszawie uznał, że zarówno Piotr Ryba, jak i jego wspólnik Andrzej K. są winni zarzucanych im czynów - dopuścili się tzw. płatnej protekcji, czyli powoływali się na wpływy w ministerstwie rolnictwa i biorąc gigantyczną łapówkę - 3 mln złotych - obiecywali odrolnienie działki na Mazurach.

Ryba i K. nie wiedzieli jednak, że biznesmenami zainteresowanymi odrolnieniem są tak naprawdę agenci CBA. Funkcjonariusze mieli nadzieję, że "złowieni" pośrednicy zaprowadzą śledczych do skorumpowanych ministrów w resorcie rolnictwa, którym zarządzał Andrzej Lepper.

Ostatecznie, agenci nie przyłapali na gorącym uczynku żadnego z ministrów, bo - jak dowodziła ówczesna prokuratura - szefostwo resortu rolnictwa zostało ostrzeżone. Niemniej, afera skończyła się dymisją Andrzeja Leppera i rozpadem koalicji PiS-Samoobrona-LPR, co w efekcie doprowadziło do przyspieszonych wyborów parlamentanych.

O tym, że doszło do przecieku i ostrzeżenia Leppera miały świadczyć nagrania z monitoringu w hotelu Marriott. W sierpniu 2007 roku prokurator Jerzy Engelking na multimedialnej konferencji prasowej przedstawił nagrania, z których miało wynikać, że na dzień przed akcją CBA w hotelu spotkał się ówczesny szef MSWiA Janusz Kaczmarek i biznesmen Ryszard Krauze. Chwilę po Kaczmarku gościem multimilionera był poseł Samoobrony Lech Woszczerowicz, który następnego dnia rano wyraźnie podekscytowany pojawił się w resorcie rolnictwa i spotkał się z Lepperem.

Obrońcy skazanego w aferze gruntowej na 2,5 roku więzienia Piotra Ryby zapowiadzieli we wtorek po wyroku apelację. "Sąd nie udźwignął tej sprawy" - oświadczył mec. Mariusz Paplaczyk. Apelacji nie wyklucza także prokurator Andrzej Piaseczny, który żądał dla Ryby kary 4 lat więzienia. O odwołaniu myśli też skazany na grzywnę Andrzej K., bo nie chce płacić ponad 7 tys. zł kosztów sądowych (Andrzej K. został ukarany jedynie grzywną, bo współpracował w śledztwie).







Reklama