Czy Michael Z. rzeczywiście był "śpiochem"? - pyta "Polska". Gazeta sugeruje, że Syryjczyk, który kilkanaście lat mieszkał w naszym kraju, mógł mieć kontakty z terrorystami. W dodatku wyjechał z Polski w 2001 roku, kiedy Al-Kaida zaatakowała USA. Zabrał ze sobą syna, który urodził mu się ze związku z Polką.

Reklama

Dla "Polski" historia Syryjczyka jest niezwykle zagadkowa. Podejrzane jest na przykład to, że choć miał robić doktorat na Politechnice Gdańskiej, to w ogóle nie znał się na budownictwie. Poza tym w naszym kraju nie chciał zostac do końca życia. Usilnie starał się o wyjazd do USA.

Jednak to nie wszystko. Po wyjeździe z Polski, Syryjczyk, noszący chrześcijańskie imię miał podróżować po Bliskim Wschodzie. Odwiedził między innymi pozostający w bliskich kontaktach z Syrią Iran. Gazeta sugeruje jednak, że do podrózy skłoniły go nie tyle zabytki, ale powiązania Teheranu z ogranizacjami islamistycznymi.

Syryjczyk miał się znaleźć na celowniku CBŚ z innego powodu. Na polskiej granicy u kilku osób pochodzenia arabskiego znaleziono adresy znajomych Syryjczyka z czasów, kiedy mieszkał w Polsce. Policjanci postanowili więc przesłuchać Polaków. Niektórzy z dawnych znajomych też sądzą, że przekazanie polskich adresów przyjaciołom Syryjczyka jadącym do naszego kraju, jest podejrzane.

Reklama

" Uważałam go zawsze za wspaniałego człowieka, jednak jak się tak zastanowić, to musiał chyba jakąś dziwną rolę pełnić" - mówi "Polsce" znająca Syryjczyka gdańszczanka.

Jak przypomina gazeta, po wejściu Polaków do Iraku, nasze służby wzięły na celownik Arabów mieszkających w Polsce. Operacja dostała kryptonim "Miecz". W sumie z Polski deportowano kilkanaście osób.

Gazeta nie wspomnia jednak, że wiele osób, szczególnie z Trójmiasta, i tak nosiło się z wyjazdem z Polski. Zdarzały się bowiem przypadki pobicia muzułmanów. Gdański meczet obrzucano kamieniami.