"Monitor z podglądem z celi Pazika jest cały czas obserwowany przez specjalnie wyznaczonego do tego celu funkcjonariusza. Nie ma innych zadań, patrzy tylko w ten jeden ekran" - mówi DZIENNIKOWI anonimowo więzienny strażnik z Płocka. Według naszych informacji strażnicy sprawdzają też kilka razy na godzinę jego celę przez wizjer. Mają to robić nieregularnie, żeby zbrodniarz nigdy nie był pewien, czy za chwilę ktoś nie zajrzy do niego. Przy najmniejszych wątpliwościach mają od razu wszczynać alarm.

Reklama

Robert Pazik jako więzień "N", czyli niebezpieczny, jest poddany jeszcze innym rygorom - po spacerniaku porusza się sam, a prowadzony jest tylko pustym korytarzem. Nie ma prawa się na nim znaleźć jakikolwiek inny więzień. Jedzenie wydaje mu strażnik oddziałowy, a nie jeden ze współwięźniów. Wszystko to dlatego, że Pazik jest ostatnim żyjącym bandytą spośród tych, którzy w 2003 roku zabili syna wpływowego biznesmena spod Płocka. Pozostała dwójka nie żyje. Władysław Franiewski powiesił się w 2007 roku. Sławomir Kościuk odebrał sobie życie w ostatni piątek. Cztery dni wcześniej został skazany na dożywocie za zamordowanie Krzysztofa Olewnika.

Natychmiast pojawiły się pytania, czy aby śmierć bandyty na pewno jest samobójstwem. Na temat śmierci Olewnika wciąż bowiem nieznane są wszystkie fakty - m.in. do dziś nie ustalono roli miejscowych policjantów w jego zaginięciu, nie wiadomo też, dlaczego radomska komenda wojewódzka policji prowadziła śledztwo w sprawie porwania chłopaka tak nieudolnie.

Kolejne samobójstwo mogłoby na zawsze pogrzebać nierozwiązane wątki mordu. "Idealnie byłoby zatem, gdyby Robert Pazik nie dowiedział się o śmierci Kościuka. Ale znając realia więzienne, wątpię, aby ta informacja do niego jeszcze nie dotarła" - mówi DZIENNIKOWI szef jednego z więzień w Polsce. "Oczywiście nie da się strzec go tak, aby nie odebrał sobie życia. Znam przypadek skazanego, który w piętnastoosobowej celi zabił się, skacząc na głowę z piętrowego łóżka".

Reklama

Oficjalnie władze więzienne nie chcą komentować całej sprawy. "O ostatnim samobójstwie mogę powiedzieć tylko tyle, że dyrektor generalny Centralnego Zarządu Zakładów Karnych wysłał do Płocka grupę specjalistów z biura ochrony, którzy sprawdzą, czy zachowane zostały wszystkie procedury" - mówi DZIENNIKOWI rzecznik więziennictwa Luiza Sałapa.

Krzysztof Olewnik zginął w 2003 roku po dwóch latach przetrzymywania przez porywaczy w nieludzkich warunkach, między innymi w betonowej studni. Został uduszony miesiąc po zapłaceniu 300 tysięcy euro okupu przez krewnych. Rodzina latami prosiła o pomoc znajomych polityków rządzącego wówczas SLD, ale ci nigdy nie potrafili im pomóc. Dopiero po przesunięciu śledztwa do olsztyńskiej prokuratury sprawę zamknięto w kilka miesięcy.