Na zastój w interesie skarży się połowa katowickich agencji towarzyskich. Na parkingu przed Babilonem nawet w piątek wieczorem nie jest trudno o wolne miejsce. Klienci rzadziej odwiedzają też klub nocny Relaks. "Czasem tak mi się nudzi, że lecę do sklepu po jakiś kolorowy magazyn do poczytania" - przyznaje barmanka z Relaksu.

Reklama

Kryzys wyjątkowo dał się we znaki agencjom w Chorzowie. Dwie najpopularniejsze - Styks i Sfinks - prowadzą już prawdziwą wojnę o klienta.

"Najpierw na moim budynku konkurencja powiesiła swój baner, a potem pod moje drzwi przysłała swoich ludzi, niby do jego pilnowania. W rzeczywistości jednak zablokowali dojazd do mojego klubu i odsyłali taksówki do swojego" - żali się pan Adam, właściciel Styksa.

"Ludzie ze Styksa zamalowali moje reklamy farbą i rozbili szyby w lokalu, w którym chciałem otworzyć ekskluzywne solarium" - ripostuje pan Janek, właściciel Sfinksa.

Spadek obrotów odnotowuje katowicki Kenzo. "Wcześniej wpadały do nas większe grupy, teraz pojedyncze osoby" - przyznaje jeden z menedżerów. Klub szykuje specjalne zniżki, które mają przyciągnąć klientów.

Reklama

Na brak zainteresowania nie narzeka za to 18-letnia Sandra, która oferuje swoje wdzięki w internecie, w zakładce "zalotne nimfomanki". Wcześniej pracowała w agencji towarzyskiej, teraz przyjmuje klientów u siebie w domu. "Adoratorów mam sporo. Nawet zdarza się, że po trzech dziennie. Panowie odwracają się od agencji, bo tam jest drożej i nie można się targować o cenę" - mówi dziewczyna.

Według Andrzeja Sawickigo, eksperta z Centrum im. Adama Smitha, krach finansowy sprzyja poszukiwaniu płatnej miłości. "Kiedy kryzys dał o sobie znać, mnóstwo ludzi straciło pracę albo musiało zrezygnować z nieopłacalnych już zajęć dodatkowych. Mają więcej czasu. Stres związany ze zmianami w pracy muszą jakoś rozładować. Albo płacą za seks, albo zacieśniają relacje z osobami, które wcześniej zaniedbywali" - mówi Sawicki.

Zdaniem eksperta, w seksbiznesie też panują zasady rynkowe. "Agencje dla wielu są już za drogie, nie dziwię się, że wybierają tańsze rozwiązania" - podkreśla ekonomista.