To się jeszcze nigdy nie zdarzyło w naszym kraju. Do tej pory protestujący lekarze unikali odchodzenia od łóżek ciężko chorych pacjentów. Jednak nigdy nie zostawili bez opieki dzieci! Tymczasem sale katowickiego szpitala świecą pustkami, bo część dzieci wypisano już w piątek - zauważa DZIENNIK. Walczących o podwyżki medyków nie interesuje, że ich placówka jest jedynym szpitalem pediatrycznym w południowo-zachodniej Polsce. Tylko oddział ratunkowy każdego dnia przyjmuje 70 maluchów, walczących o życie. Teraz nie wiadomo, gdzie mają trafić.

Odsyłane są do domów nawet te dzieci, które na badania w szpitalu zapisane były kilka miesięcy temu. Grzegorz Bajor, szef śląskiego oddziału związku zawodowego lekarzy, mówi wprost: "strajk to strajk". Pytany przez DZIENNIK, czy zdaje sobie sprawę, ile dzieci stanie przed zamkniętymi drzwiami szpitala, kręci głową.

Pracownicy górnośląskiego centrum znani są z tego, że nie zawsze dbają o pacjentów. Wszyscy pamiętamy zbrodniczą głupotę pielęgniarek, które dla zabawy narażały życie noworodków. Wyjmowały je z inkubatora i robiły sobie z nimi zdjęcia. Ujawnił to "Fakt".

Jeden z noworodków zmarł. Sprawą zajęła się prokuratura. Ale dyrekcja szpitala nie wyrzuciła pielęgniarek na bruk, tylko zwolniła za porozumieniem stron. Zrozpaczeni rodzice skarżyli się, że w opinii szpitala nic się nie stało, a dla lekarzy tej placówki nie liczy się zdrowie dzieci. Dziś wiadomo, że się nie mylili.





Reklama