W sobotę DZIENNIK opisał przygotowaną przez środowisko medyczne nowelizację ustawy o izbach lekarskich. Projekt ten znacznie poszerza wachlarz kar, jakie będą nakładane na lekarzy. Medyków popełniających błędy, przychodzących do pracy pod wpływem alkoholu, biorących łapówki albo w inny sposób urągających etyce zawodowej czeka ich publiczny ostracyzm (powstanie dostępny dla każdego rejestr złych lekarzy z dokładnym opisem, czego się dopuścili), ale też mogą zostać dotkliwie ukarani finansowo.

Projekt zostanie przesłany do resortu zdrowia, który zdecyduje o jego dalszych losach. Potem trafi pod obrady Sejmu; albo jako projekt rządowy, albo poselski pod warunkiem, że zostanie poparty przez grupę przynajmniej 15 parlamentarzystów.

MAGDALENA JANCZEWSKA: Co się takiego wydarzyło, że samorząd lekarski przygotował katalog kar dla kiepskich medyków? Doradziła wam taki krok firma PR, aby poprawić nadwątlony strajkami wizerunek środowiska?
KONSTANTY ADAM RADZIWIŁŁ*:Nie. Po pierwsze, nigdy nie korzystaliśmy z usług takiej firmy. Po drugie, prace nad ustawą o izbach lekarskich zaczęliśmy już ponad cztery lata temu. Projekt zgłosiliśmy wtedy ministrowi Łapińskiemu, jednak widać nie było wtedy odpowiedniego klimatu politycznego, aby się nim zająć i do tej pory leży w resorcie zdrowia.

Jaką macie pewność, że minister Zbigniew Religa spojrzy na waszą pracę łaskawszym okiem? A może coś was do przygotowania nowelizacji dodatkowo zmotywowało? W resorcie zdrowia podobno trwają prace nad jeszcze innym projektem ustawy, która ma zrewolucjonizować sądy lekarskie.
Nikt nas nie inspirował, nie zrobiliśmy tego, aby poprawić nasz wizerunek. Odcinam się także od wszelkich sugestii, jakoby jesteśmy w jakiś sposób uwikłani politycznie. Nie wiem także nic o podobnych pracach w ministerstwie. Warto podkreślić, że my przecież nie mamy inicjatywy ustawodawczej, my możemy jedynie sugerować pewne rozwiązania. Mogliśmy siedzieć z założonymi rękami, nic nie robić i czekać na posunięcia innych. Ale uznaliśmy, że zmiany są konieczne. Teraz wszystko w rękach polityków.


Robiliście państwo jakieś badania poparcia w środowisku? Przecież do tej pory niemożliwe było rozbicie złej solidarności środowiska medycznego.
Nie mamy takich instrumentów, aby zrobić sondaż wśród stukilkudziesięciotysięcznej rzeszy lekarzy. Ale projekt ten współtworzyła cała masa ludzi. To owoc pracy rzeczników odpowiedzialności zawodowej, okręgowych izb, lekarzy, prawników. I ma akceptację środowiska medycznego. Po prostu mamy świadomość, że zmiany są konieczne i trzeba dostosować ustawodawstwo, które powstało kilkanaście lat temu, do obecnych realiów.

Rozszerzając wachlarz kar?
Tak. System karania lekarzy ma lukę. Są albo kary honorowe, takie jak nagana i upomnienie, które są odczuwalne jedynie w środowisku lekarskim, albo tak restrykcyjne jak zawieszenie, albo pozbawienie prawa do wykonywania zawodu, a to oznacza z kolei śmierć zawodową lekarza.

Może właśnie dlatego były tak rzadko stosowane, bo lekarze nie chcieli tak dotkliwie karać kolegów i woleli pewne sprawy zamiatać pod dywan?
Nic mi nie wiadomo o takim zjawisku. Oczywiście, bycie sędzią, który ocenia kolegów po fachu, nie jest proste, ale takie zarzuty są bezpodstawne. W naszym projekcie kładziemy duży nacisk na jawność takiego postępowania przed sądem lekarskim - między innymi dlatego, aby ukrócić takie zarzuty, że coś zamiatamy pod dywan.

















Reklama