Dyrekcja gimnazjum nie chce mieć u siebie dziewczyny, która już dwa razy zleciła swoim kompanom brutalne pobicie. Za pierwszym razem dwaj bandyci skatowali 14-latkę, za co dostali po 15 lat więzienia, za drugim - napadnięty przez jej kolegów i dźgnięty nożem student omal nie stracił życia.

Reklama

Gdy sąd skazywał oprawców 14-latki, Nina P. obiecała poprawę. Jak mówią szkolni pedagodzy, uśpiła ich czujność - bo wyglądało, że przemyślała sprawę i zaczęła pracować na poprawę opinii. Opowiadali, że choć uczyła się nie najlepiej, to była grzeczna na lekcjach, nie kłóciła się z rówieśnikami.

Jednak ani chwili nie wahała się, by nasłać swoich kolegów na chłopaka, który odważył się zwrócić jej uwagę w autobusie. 21-letni student, dźgnięty siedem razy nożem, trafił do szpitala. Dwóch 17-latków, którzy wykonali polecenie Niny P., odpowie za usiłowanie zabójstwa. Jednak dziewczyna znów mogła spokojnie wrócić do domu.

Najgorsze w tym wszystkim jest to, że Nina P. doskonale zdaje sobie sprawę z własnej bezkarności. Wcześniej sąd nakazał jej tylko... przeprosić ciężko skatowaną 14-latkę. Teraz okazało się, że za zlecenie pobicia studenta nic jej nie grozi. Dlaczego? Bo nie ma świadków, którzy widzieliby, jak zleca napad na studenta. A nawet gdyby policja dotarła do takich osób, dziewczynie groziłby najwyżej Sąd Rodzinny. Jest za młoda.

Reklama