Po zeznaniach mamy i brata dziewczynki nawet sami obrońcy gimnazjalistów przyznali, że jednak nie było konfliktów między Anią a rodzicami. Gimnazjalistka miała tylko drobne sprzeczki z bratem, ale rodzeństwo i tak zaczynało się godzić. Matka i brat dziewczynki zeznawali za zamkniętymi drzwiami ponad dwie godziny. Po wyjściu z sali sądowej nie chcieli rozmawiać z dziennikarzami.

Reklama

Bardziej rozmowni byli adwokaci oskarżonych gimnazjalistów. Prawnicy chętnie komentowali zeznania bliskich Ani. Starali się przekonać, że słowa mamy dziewczynki tak naprawdę nic nie znaczą. Argumentowali, że słowa bliskich nie są ważne dla sprawy, bo żadnego z nich nie było w klasie feralnego dnia, gdy dziewczynka miała paść ofiarą molestowania seksualnego.

Jeden z prawników poszedł jeszcze dalej. Stwierdził, że przecież matka nie mogła inaczej mówić w sądzie o swojej córce. "Tradycją jest, że o zmarłych nie mówi się źle, a trudno tym bardziej, by matka mówiła źle o córce, by przedstawiała ją w złym świetle" - powiedział obrońca jednego z gimnazjalistów, Władysław Kulis.

Następną rozprawę gdański sąd wyznaczył na 15 marca. Do tej pory zeznawały na procesie m.in. koleżanki 14-latki i nauczyciele z Gimnazjum nr 2 w Gdańsku. W styczniu sąd obejrzał też film, na którym koledzy Ani nagrali za pomocą telefonu komórkowego, jak znęcali się nad dziewczyną. Jednak obrońcy oskarżonych bagatelizowali ten dowód: "Nic takiego na nim nie ma, a to, co jest, można określić jako końskie zaloty".

Reklama

Krótko po tragedii pięciu gimnazjalistów trafiło do schroniska dla nieletnich. Czterech z nich już wróciło do domów. Został w nim tylko jeden z oskarżonych.

Dramat 14-letniej Ani rozegrał się 20 października. W klasie, pod nieobecność nauczyciela, koledzy poniżali dziewczynkę i na oczach rówieśników udawali gwałt. Dzień później upokorzona dziewczynka się zabiła.