p

Marta Wyka*

O "Innej krytyce" Włodzimierza Boleckiego

Włodzimierz Bolecki napisał wiele książek, jest jednym z najbardziej znanych i cenionych literaturoznawców swojego pokolenia, młodzi uczeni próbują go naśladować, bo podejmował najczęściej tematy poruszające umysły, czyniąc to w sposób prowokujący, ale zawsze intelektualnie usprawiedliwiony. Wielu chciałoby - tak jak on - zapolować na postmodernistów, nie uśmiercając jednak ofiary, lecz zmuszając ją do podległości intelektowi. Miał już Bolecki prekursorów w takich działaniach - "łowy na kryteria" podejmowano przecież wcześniej, zarówno w nauce, jak i w krytyce.

Reklama

Ale miał też Bolecki swoje niespełnione, skryte marzenie. Pisał o nim tak w eseistycznej książce "Prawdy niemiłe": "Marzyło mi się (...) wydanie książki tak hybrydycznej i wielotematycznej jak wielokształtna jest sama krytyka literacka. Chciałem pomieścić w jednym woluminie rzeczy różnorodne, poważne i kpiarskie, poświęcone poezji i prozie, mikroszkice i recenzje obok poważnych esejów. Wydawało mi się bowiem, że książka krytycznoliteracka może przypominać urodą tom wierszy, w którym braterstwo sonetu, ody, traktatu, prozy poetyckiej, wiersza regularnego i wolnego, tematu historycznego i współczesnego nikogo nie dziwi i dziwić nie może. (...) Niestety, moje nadzieje na opublikowanie tak skomponowanej książki rozwiewali kolejni wydawcy (...) którzy z nadzwyczajnym samozaparciem przekonywali mnie, że książka krytyczna musi być zwarta jak lita skała, a najlepiej, gdyby jej w ogóle nie było. (...) Cóż było robić, odłożyłem maszynopis do szuflady...".

Potem Bolecki wracał do tego marzenia o krytyce bez granic, ale, jak się wydaje, tylko częściowo je zrealizował w kolejnych książkach. Aż nadszedł moment, gdy z premedytacją i determinacją powrócił do swego pomysłu z lat 70. Dał się namówić i tak powstała książka "Inna krytyka". Ten oryginalny zbiór tekstów krytycznych zawiera różnorakie formy. Jak powiada we wstępie Bolecki, są to "mikroeseje, makronotatki, wspomnienia, dzienniki lektur i podróży, opowieści i przypowieści, polemiki, rzeczy mniej i bardziej serio, drukowane i niedrukowane, słowem - to, co pisałem na wszystkie tematy i na wszelki wypadek". Komponując swoją krytyczną sylwę, wyłączył z niej Bolecki to wszystko, co zalicza się zwyczajowo do "klasycznej krytyki literackiej". Ustawiając się w roli i na pozycji "innego" - innego wobec krytycznych autorytetów - zaczął wyznaczać nowe granice dla pisarstwa krytycznego. Chciałoby się zapytać: czy jego reguły, a właściwie antyreguły, zaczną obowiązywać? Jeśli tak się stanie, inna krytyka literacka może liczyć na pobudzenie krążenia czytelników, przyzwyczajonych do wyszukiwania w tekście krytycznym przede wszystkim cenzurek wystawianych pisarzom bądź oczekujących sugestii dla niekończących się rankingów.

"Moja inna krytyka - powiada Bolecki - skupia się głównie na dwóch początkach: na początku III Rzeczpospolitej i na inicjalnym momencie jej obecnej następczyni". Książka zadedykowana została pamięci Jana Walca - jednego z najbardziej nieprzejednanych diagnostów "wielkiej choroby" (choroby na PRL), krytyka dziś rzadko cytowanego. Czyżby więc Bolecki podjął, po Janie Walcu, "wielkie sprzątanie" polskiej literatury?

Reklama

I tak, i nie. Jego książka składa się - moim zdaniem - z trzech warstw, rozgrywa się na trzech jak gdyby pokładach świadomości. Nie zawsze współwystępują one w książkach krytycznych. Te trzy światy zbudowane zostały na twardych fundamentach, choć są w gruncie rzeczy bardzo emocjonalne. Książka Boleckiego opowiada nam bowiem o klimatach życia, klimatach literatury i klimatach krytyki rozumianej jako ekspresja tych dwóch pierwszych światów. Co oznacza, jeśli dobrze rozumiem intencję autora, że krytykować czy uprawiać krytykopisarstwo znaczy jednocześnie żyć - w pewnych czasach, w pewnych okolicznościach, na pewnych warunkach. Jakie zatem było życie umysłowe i prywatne Boleckiego krytyka? Czym żył, czym my żyliśmy w latach wielkiego przełomu? Zapewne świadomością, że los historyczny wyznaczył nam miejsce w przestrzeni jednej z najważniejszych sytuacji granicznych XX wieku. Oczywiście, można było w niej uczestniczyć czynnie lub biernie; przyglądać się jej bądź komentować; pisać o niej albo wystrzegać się nazbyt wyrazistego czernienia papieru. Bolecki nie bez powodu przywołuje w swojej książce cytat z Montaigne'a: "Tak sobie wędruję jak mi padnie...". I sam wędruje, przemieszcza się w przestrzeni geograficznej (podróżuje), uczestniczy w wydarzeniach, spisuje to, co widział, w dziennikowej formie, słowem, używa przeróżnych środków pisarskich, aby sobie samemu wyjaśnić siebie, a także nam, czytelnikom, wyjaśnić zmieniający się świat.

Zmieniło się bowiem wszystko. Inna jest rola pisarza, a zatem inna jest też rola krytyka. Inaczej musimy myśleć o roli inteligencji w Polsce (a taką dyskusję Bolecki w swojej książce inicjuje), wobec innych zobowiązań ta warstwa społeczna musi się określić. Jest bowiem Bolecki przede wszystkim polskim inteligentem, zaś jego czasy - a zatem również nasze czasy - oczekują na inny, nowy język opisu.

Stroniąc od uprawiania polityki, Bolecki krytyk musi jednak postawić pytanie, które z polityką właśnie jest związane. Można je zrekonstruować mniej więcej tak: czy intelektualiści mają szansę stać się nauczycielami kultury politycznej? Nietrudno pojąć, jaka jest waga takiego pytania. Znajdziemy w książce Boleckiego wiele sugestii, wiele zawiązków odpowiedzi na to fundamentalne pytanie, które oczekuje na wielki program. Wielkie programy powstają zaś, jak wiadomo, z sugestywnych propozycji do rozwinięcia. Takich zaś jest w książce Boleckiego niezliczona ilość. Za ich punkt wyjścia uznać by można niepokój Aleksandra Wata, stawiającego niegdyś retoryczny znak zapytania w takim oto zdaniu: "Kto ucywilizuje naszych cywilizatorów?". Niepokój Wata, jak się okazuje, wciąż się nam udziela, aż po dzień dzisiejszy. Krytyczne odpowiedzi Boleckiego są jednym z możliwych sposobów uśmierzenia owego niepokoju.

Akcja książki Włodzimierza Boleckiego toczy się w latach 90. Sięga też w przeszłość kultury niezależnej, a więc w kultury czasy bohaterskie. Opowiada o zdarzeniach małych i większych, o doświadczeniach, które dopiero złożą się na obrazy całości. Autor bywa poważny i ironiczny, publiczny i najzupełniej prywatny. Jako człowiek pióra nie oddala się nigdy lub prawie nigdy od teraźniejszości. Jego książka rośnie w czasie, w aktualnym czasie jej spisywania. Autor nie wie jeszcze, że te zapiski ze współczesności staną się książką; dla czytelnika obecnej całości są one również świadectwem o charakterze społecznym i - mimo wszystko - politycznym.

"Portret krytyka w czasach wielkiej zmiany" - tak można by nazwać tę książkę. A może lepszy byłby tytuł: "Fotografia krytyka w czasach wielkiej zmiany"? Wydarzenia opisywane w tej książce postarzały się o mniej więcej 10 lat. O tyleż samo lat postarzała się Polska, w której żyjemy. Bolecki był jej kronikarzem, badaczem jej pulsu. Czy on sam również się postarzał? Co zmieniłby w tamtych swoich sądach i osądach? Kierując to pytanie do znakomitego autora, wyrażam tym samym nadzieję, że następna książka już dojrzewa w jego krytycznej szufladzie.

Marta Wyka

p

*Marta Wyka, ur. 1938, historyk literatury i krytyk literacki, profesor UJ. Redaktor krakowskiego miesięcznika "Dekada Literacka". Opublikowała książki o Gałczyńskim, Brzozowskim, Staffie oraz tomy szkiców krytycznych: "Głos różnych pokoleń" (1989), "Szkice z epoki powinności" (1992), "Punkty widzenia" (2000), "Niecierpliwość krytyki" (2006). W "Europie" nr 33 z 16 sierpnia ub.r. opublikowaliśmy jej tekst "Powrót do życia" poświęcony autobiografii Sławomira Mrożka.