Śledztwo, w którym przewija się osoba gen. Bieńka, jest na razie zawieszone. "Czekamy, aż Amerykanie przekażą nam dokumenty dotyczące rozliczenia funduszu na odbudowę Iraku" - twierdzi Ireneusz Szeląg, rzecznik warszawskiej prokuratury garnizonowej. Gen. Bieniek w rozmowie z DZIENNIKIEM nie chciał komentować sprawy.

Reklama

W czerwcu DZIENNIK ujawnił, że oficerowie WSI w Iraku podczas III zmiany za przyzwoleniem następcy Bieńka gen. Andrzeja Ekierta mogli bezprawnie wydać miliony amerykańskich dolarów przeznaczonych na odbudowę Iraku. Zeznawali tak cywile i wojskowi służący w III zmianie Polskiego Kontyngentu Wojskowego, oskarżani o branie łapówek od Irakijczyków w aferze bakszyszowej i dodawali, że proceder ten zaczął się podczas wcześniejszej zmiany. To gen. Mieczysław Bieniek decydował o tym, jak rozdysponować 43 mln dol. przeznaczonych m.in. na odbudowę zniszczonego Iraku.

Co warte podkreślenia, nigdy później polski kontyngent nie otrzymał więcej niż 20 mln dol. Być może ma to związek z ustaleniami Żandarmerii Wojskowej, do których dotarł DZIENNIK. Wynika z nich, że Bieniek nie miał prawa zatwierdzać wydatków wyższych niż 2,5 tys. dol. Gdyby generał przekroczył tę sumę, wówczas decyzje mieli podejmować jego amerykańscy zwierzchnicy. Tymczasem właśnie z tego funduszu miano przekazać od 90 do 140 tys. dol. na zakup domu dla lokalnego szefa irackiej policji oraz 7 tys. dol. dla irackiego reżysera, któremu zlecono zrobienie filmu o polskich żołnierzach w Iraku. Do dziś nie wiadomo, czy film rzeczywiście powstał.

Wątpliwości śledczych, jak wynika z materiałów Żandarmerii, wzbudziło także przekazywanie pieniędzy (po kilka tysięcy dolarów) rodzinom poległych żołnierzy irackich. "Ten fundusz był przeznaczony tylko na zdobywanie informacji" - wyraźnie podkreśla jeden z prokuratorów. Dodaje, że ukraińscy żołnierze również korzystający z funduszu wydawali jednorazowo nie więcej niż 200 dol., które i tak w ogarniętym wojną Iraku stanowią spory majątek. Podżegać do fałszowania dokumentów według Żandarmerii miał płk Piotr Patalong, teraz dowódca GROM, podczas irackiej misji szef Batalionowej Grupy Bojowej.

Reklama

Gen. Stanisław Koziej, były wiceminister obrony narodowej, ocenia, że odejście Mieczysława Bieńka z wojska nie będzie wielką stratą dla polskich sił zbrojnych. "Generał jest indywidualnością, ale jeden człowiek nie decyduje o obrazie armii" - mówi.

Jeśli prokuratura zdecyduje się postawi zarzuty Bieńkowi, będzie to koniec najbardziej wpływowego polskiego generała, który zaczynał jako młody, dynamiczny oficer, delegat na zjazd PZPR. Swoje pierwsze kroki stawiał pod czujnym okiem gen. Edwina Rozłubirskiego, prawej ręki gen. Czesława Kiszczaka. Po 1989 r. kariera Bieńka nabrała przyspieszenia. Trafił na misje zagraniczne, m.in. na Wzgórza Golan i na Bałkany. W roku 2002 został pierwszym zastępcą dowódcy 3. Międzynarodowego Korpusu Armijnego w Turcji. Było to najwyższe stanowisko w strukturach NATO, jakie sprawował polski generał. Był też dowódcą II zmiany PKW w Iraku, a do sierpnia pozostaje doradcą szefa sztabu armii afgańskiej.



Reklama

Takie zarzuty można stawiać wszystkim polskim dowódcom



Janusz Zemke jest posłem SLD, byłym wiceministrem obrony narodowej



PIOTR NISZTOR: Odejście generała Bieńka będzie dużą stratą dla armii?
JANUSZ ZEMKE:
Widać, że kierownictwo MON prowadzi w dalszym ciągu czystkę w armii. Takich ludzi jak gen. Bieniek trzeba wykorzystywać np. jako doradcę ministra lub wykładowcę Akademii Obrony Narodowej. Jest to bowiem bardzo dynamiczny dowódca. Z wyjątkowym doświadczeniem międzynarodowym, który bardzo dobrze radził sobie jako dowódca II zmiany w Iraku.

Jednym z powodów odejścia gen. Bieńka ma być jego udział w aferze bakszyszowej. Przekroczenie uprawnień i niedopełnienie obowiązków...

Takie zarzuty można stawiać praktycznie wszystkim dowódcom. Podczas pozyskiwania informacji naprawdę nie prowadzi się precyzyjnej księgowości.

Z materiałów śledztwa wynika, że Bieniek nie mógł zatwierdzać jednorazowych wydatków sięgających ponad 2500 dolarów. Tymczasem dom dla irackiego szefa policji kosztował 100 tys. dolarów.

Tu nic dziwnego nie ma. Nie dajmy się zwariować! Z mojej praktyki wynika, że z jednym z najważniejszych naszych informatorów rozliczaliśmy się poprzez leczenie w Polsce jego dzieci.

Czy jako wiceminister obrony narodowej otrzymywał pan informacje o nieprawidłowościach dotyczących gen. Bieńka i II zmiany PKW w Iraku?

Nie było żadnych sygnałów, że gen. Bieniek złamał prawo. Będę zaskoczony, jeśli zarzuty się potwierdzą.