Jednak nawet ten radykalny – jak do niedawna sądzono – krok nie będzie żadnym przełomem, a jedynie doraźnym sposobem łatania demograficznej dziury. Bo do 2020 r. ubędzie z rynku pracy niemal pół miliona osób. A wydłużenie wieku emerytalnego pozwoli tylko chwilowo zniwelować niekorzystne skutki starzenia się społeczeństwa.
– I to pod warunkiem że zaczniemy przeprowadzać te zmiany już teraz – mówi współautor raportu dr Piotr Lewandowski z Instytutu Badań Strukturalnych. I dodaje, że roczniki wchodzące w wiek emerytalny w tej dekadzie są jeszcze liczne i jeśli będą pracować dłużej, będzie to spora ulga dla finansów publicznych.

Reklama

Lewandowski jest jednym z autorów najnowszego raportu "Zatrudnienie w Polsce" pod redakcją Macieja Bukowskiego, jaki instytut przygotował dla Centrum Rozwoju Zasobów Ludzkich przy Ministerstwie Pracy. Wnioski, jakie płyną z niego dla rządzących, są nieprzyjemne: nie ma czasu na odkładanie zmian i czekanie do 2025 r., jak mówił w wywiadzie dla "DGP" minister Michał Boni, aby przekonać Polaków, że to ważne, i wydłużyć wiek emerytalny. Katastrofa demograficzna zbliża się bowiem szybciej, niż ktoś do tej pory myślał.

Tylko w ciągu najbliższych 10 lat, między rokiem 2010 a 2020, ludność Polski zmniejszy się o 50 tys. osób. To niby niedużo, ale równolegle zachodzi gwałtowny proces starzenia się społeczeństwa. Teraz na 100 osób w wieku produkcyjnym (15 – 64 lata) przypada 20 powyżej 65. roku życia. Za 10 lat będzie ich już o połowę więcej. A jeśli do tego doliczyć dzieci, każde dwie osoby pracujące będą miały na utrzymaniu jednego niepracującego.



Trzeba będzie więc dłużej pracować. Ale aby nie było to szokiem, proces wydłużania wieku emerytalnego powinien odbywać się stopniowo. Przez dziesięć lat co roku granica wieku emerytalnego byłaby przesuwana o ok. 9 miesięcy dla kobiet, a niepełne trzy miesiące dla mężczyzn. Dzięki temu pod koniec dekady ustawowy wiek emerytalny zostałby dla wszystkich wydłużony do 67 lat.

Reklama

Dłuższa praca oznacza nie tylko wyższe dochody z podatków, ale także to, że zmniejszą się budżetowe dotacje do wypłat emerytur. Bo właśnie dotacja do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, który wypłaca emerytury, jest jedną z najwyższych pozycji w budżecie – w tym roku wynosi ona 38 mld zł, a to niemal trzy czwarte deficytu budżetowego. - Im później zaczniemy reformy, tym koszty będą wyższe. Bo obciążą przyszłych emerytów, którzy już obecnie płacą nie tylko na swoją emeryturę, ale finansują emeryturę swoich rodziców i dziadków - mówi Wiktor Wojciechowski z FOR.

Według obliczeń Fundacji Obywatelskiego Rozwoju takie stopniowe wydłużanie wieku emerytalnego dałoby 2,6 mld zł oszczędności już w przyszłym roku. To połowa tego, co rząd chce uzyskać z podwyżki VAT. Ale pozytywne efekty takiego posunięcia dla finansów publicznych będą się bardzo szybko kumulowały i w 2020 r. wyniosłyby już 29,8 mld zł.