Tam rozgrywały się wczoraj około południa dramatyczne sceny. Lokalna, niewielka rzeczka Strzyża przerwała zaporę między dwoma zbiornikami retencyjnymi. Rwąca woda zaczęła zagrażać domom. – Wszystkiemu winne są złe warunki atmosferyczne, intensywne opady deszczu – relacjonował Krzysztof Ulaszek z Komendy Wojewódzkiej Państwowej Straży Pożarnej w Gdańsku. Strażacy ostrzegli, że jeśli pogoda szybko się nie poprawi, możliwe jest rozlanie się obydwu zbiorników, a wtedy kilkuset mieszkańców będzie musiało zostać ewakuowanych. Meteorolodzy nie mieli jednak dobrych informacji. Prognozowali silny wiatr i dalsze opady deszczu, szczególnie w zachodniej Polsce.
– Przewidujemy wzrost poziomu wody na Zalewie Szczecińskim i w ujściu Odry, gdzie przekroczy stany alarmowe od 20 do 50 cm – ogłosił Instytut Meteorologii Gospodarki Wodnej w swoim komunikacie. Tam sytuację pogorszy jeszcze silna cofka wód z Bałtyku. Według ekspertów instytutu stanowi to zagrożenie dla obszarów zalewowych. Podobna sytuacja panowała na Dolnym Śląsku, gdzie fala kulminacyjna na Nysie Łużyckiej dotarła wieczorem do Zgorzelca. Według służb kryzysowych wojewody dolnośląskiego szczyt na wodowskazie może sięgnąć 620 cm. Na szczęście jest to ok. metra mniej niż podczas sierpniowej powodzi.
Szczególnie niepokoili się właściciele lokali w okolicach brzegów Nysy. W sierpniu ich firmy zostały niemal doszczętnie zniszczone. – Remont kosztował nas około 100 tysięcy. Jeśli sytuacja się powtórzy, będzie to dla nas nokaut – mówi właściciel jednej z pizzerii.
Dlatego władze postawiły na nogi wszystkie służby na terenie całego powiatu. Strażacy wzmacniali np. wały przy terenie budowy drogi między Zgorzelcem a Bogatynią, która została zmieciona podczas letniej powodzi.
Reklama