Zamiast zajmować się sprawą zaginięcia Magdy myślał o tym, jakie mieszkanie sobie znaleźć we Wrocławiu - mówił na konferencji Krzysztof Rutkowski. Jego zdaniem komendant wojewódzki na Śląsku myślał tylko o przeprowadzce do Wrocławia, a nie rozwiązaniem sprawy. Jego zdaniem policja ma poważne problemy - ciągłe roszady kadrowe i odejście doświadczonych funkcjonariuszy. Dlatego Rutkowski ostrzega Tuska, przed tym, co może zdarzyć się podczas Euro 2012, bo skoro nie radzi sobie z taką sprawą, to o będzie, gdy zdarzy się coś poważnego.

Reklama

Twierdzenie, że to ja doprowadziłem do tego, że policjanci zostali odizolowani od rodziny, to perfidny plan, by zapewnić sobie alibi - tłumaczył Rutkowski. Nie było możliwe, by policjanci, którzy byli u rodziców Magdy 27 stycznia, z nami się spotkali. Myśmy byli otwarci. Wyszukiwanie alibi, dlaczego stało się tak, a nie inaczej, jest całym absurdem tej sytuacji - twierdził

Dostało się tez Katarzynie Kolendzie Zalewskiej i Mariuszowi Sokołowskiemu. Kariera pana Sokołowskiego zbliża się do końca. Jego zdaniem komendant główny nie panuje nad policją. Roszady sprawiają, że policjanci śmieją się z swoich szefów, gdy księgowy nadzoruje pracę policji - mówił Rutkowski.

>>>Rutkowski przesłuchiwany w katowickiej prokuraturze

Chciałam się zwrócić osobiście do komendanta głównego. Bardzo mnie zdenerwowała. Pan był przekonany, że została nam udzielona pomoc psychologiczna. Taka sytuacja nie miała miejsca. Dopóki nie przyjechał Rutkowski, nie mieliśmy wsparcia. Nikt nie separował nas od policji" - wtórowała matka ojca Magdy. "Nami nikt się nie zajął - mówiła, kierując swe słowa do komendanta głównego policji. Jest to dla nas przykre, bo gdyby policjanci d przyszli, nie szukalibyśmy pomocy gdzie indziej. Stoimy murem za panem Rutkowskim - dodała.

Reklama

Mogę potwierdzić słowa mamy i detektywa. My go poprosiliśmy o pomoc. On jej nam udzie. Nie mam do niego pretensji. Wszyscy dobrze wiemy, co wynikło w śledztwie. Mogę mu tylko podziękować. Mogło być tak, że ja za 10 lat dalej szukałbym córki - twierdził z kolei ojciec Magdy.

>>>Śledczy nie mają podstaw, by postawić zarzuty kolejnym osobom

Reklama

Mogę apelować do tych, którzy nas słuchają. Na grobie dziecka tańczą politycy - wtrącił się Rutkowski. Jego zdaniem, trzeba wreszcie rozwiązać ten spór, w którym uraził chorą dumę policji. est absurdem, że policjant sprzedał mi informacje. Zaczynają kopać swoich. Jestem w stanie udostępnić swoje billingi - mówił Rutkowski, obalając twierdzenia śledczych.

Ojciec Magdy mówił, że niczego nie podejrzewał. Dodaje, że moja wiara i rodzice uczyli mnie wybaczać. Więc pewnie jej wybaczę, ale ciężko będzie takiej osobie zaufać. Mam tylko do niej żal, że mi nie powiedziała. Do momentu odnalezienia ciała, miałem nadzieję, że Magda żyje - mówił.

>>>Matka Magdy trafiła do monitorowanej celi

"Chciałem podziękować ludziom, którzy mi pomagali. Jestem tak zszokowany jak oni. Apeluję do nich: nie dajcie się znieczulicy" - skierował apel do wszystkich, którzy szukali Magdy. Przyznał też, że nie wiedział o problemach swej żony, o których informowały media. Starałem się ulżyć żonie i chronić ją przez nagonkę medialną - mówił.

Kasia nie wytrzymała psychicznie ciśnienia. Chciała drzwi zamknąć, a ja nie chciałem jej zostawiać ani na moment. Nigdy nie miała wybuchów wściekłości - wyjaśnia ojciec sprawę uderzenia go drzwiami przez żonę.

Wydawało mi się podejrzane zachowanie Kasi po tym, gdy nie poddała się badaniu wariografem. Wtedy zaczęłam coś podejrzewać - mówi matka Bartka. Przyniosło jej ulgę, że to badanie się nie odbyło. Momentem przełomowym było to, gdy przyjechała do domu. Trzęsły się jej ramiona, a z nami spokojnie rozmawiała. Ruszyłam się, by posłodzić jej herbatę, a wtedy Kasia herbatę posłodziła bez problemu. Wtedy w moim sercu coś drgnęło, że ona wie, gdzie jest Madzia. Chciałam wtedy z mężem zadzwonić do pana Krzysztofa, ale powstrzymałam się - mówi matka Bartka. Przyznaje, że nie powiedziała synowi, tego co czuje, bo wiedziała, że będzie bronił żony i odwróci się od rodziców.

Podczas rozmowy z Kasią nie było żadnej przemocy, żadnego wymuszania, żadnych metod niehumanitarnych. Kiedy zobaczyłem oczy pełne strachu wiedziałem, że kłamie. Podejrzewaliśmy, że oddała dziecko, bo sobie nie radziła. Dopiero po kilkunastu minutach,kiedy rodzice Bartka wyszli z pokoju, powiedziała całą prawdę. Owszem, był zastosowany pewien blef. Dwie przypadkowe osoby stały na korytarzu, powiedziałem, że to świadkowie - opisuje moment ostatecznej rozmowy z Kasią detektyw.