51-latek przyznał się do winy. Utrzymywał, że zabił kobietę z miłości, bo sama tego chciała. On miał popełnić samobójstwo; wziął leki, ale przeżył. Sąd nie uwierzył jednak w tę wersję wydarzeń. Oceniając cały materiał dowodowy, uznał, że jest to tylko linia obrony oskarżonego, która ma przedstawić to zdarzenie w taki sposób, żeby kara była jak najmniejsza.

Reklama

Sąd zdecydował jednocześnie, że mężczyzna będzie mógł ubiegać się o przedterminowe warunkowe zwolnienia z więzienia dopiero po 20 latach. Wyrok jest nieprawomocny; na razie nie wiadomo, czy prokuratura i obrona będą się od niego odwoływać.

Sąd przyjął, że do zbrodni doszło 1 kwietnia 2010 roku. 33-letnia kobieta mieszkała z rodzicami i - od pewnego czasu - ze starszym od siebie mężczyzną, który przedstawiał się jako Adrian S. Miał on rzekomo posiadać stację paliw w Skierniewicach, a pokrzywdzona miała u niego pracować.

Ustalono, że 31 marca oboje wyszli z domu i odjechali samochodem marki Daewoo Matiz. Kiedy nie wrócili, rodzina kobiety rozpoczęła poszukiwania. 2 kwietnia zawiadomiła policję o zaginięciu. W międzyczasie ustalono, że mężczyzna to nie Adrian S., tylko Witold L.

Reklama

Kilka dni później został on przypadkowo zatrzymany przez policjantów w Elblągu. Znaleziono go pijanego na klatce schodowej jednego z bloków; miał przy sobie podróżną torbę m.in. z dokumentami kobiety. Samochód znaleziono w rejonie dworca kolejowego w Skierniewicach; na tylnym siedzeniu znajdowały się zwłoki ofiary przykryte ubraniami.

Wyniki sekcji zwłok potwierdziły, że 33-latka została uduszona poprzez zakrywanie ust i nosa. Z relacji 51-latka wynikało, że oboje pojechali samochodem do pobliskiego lasu i tam udusił 33-latkę. Oskarżony mówił, że była to wielka miłość, że oboje nie mogli bez siebie żyć, a konflikty z rodziną kobiety i trudna sytuacja finansowa sprawiły, że postanowili wspólnie odebrać sobie życie. Następnie mężczyzna - według jego relacji - zamierzał popełnić samobójstwo, zażył leki psychotropowe i popił je wódką, ale przeżył. Przekonywał, że do czasu zatrzymania nic po tym zdarzeniu nie pamięta.

Sąd tę wersję jednak odrzucił. Podkreślił, że w dniu zabójstwa kobieta dzwoniła m.in. do koleżanki, z którą umawiała się na późniejsze spotkanie, była pogodna i szczęśliwa. To - zdaniem sądu - wskazuje, że pokrzywdzona nie myślała o samobójstwie i wcale nie miała takiego zamiaru. Słowom oskarżonego przeczą też zeznania świadków, którzy po zabójstwie widzieli go samego w samochodzie, m.in. na stacji benzynowej, i nie był on wówczas pod wpływem alkoholu. Po zatrzymaniu przez policję podawał też różne wersje zdarzenia.

Reklama

Sąd podkreślił, że oskarżony omotał pokrzywdzoną, która była pod jego bardzo dużym wpływem. Zdaniem biegłego Witold L. jest osobą dominującą i manipulującą ludźmi, niezdolną do nawiązywania jakichkolwiek głębszych uczuć. Sąd przypomniał, że choć deklarował wielką miłość do pokrzywdzonej, jaką spotyka się tylko w książkach czy w filmach, to w tym samym czasie flirtował sms-owo z innymi kobietami.

Sąd nie wymierzył kary dożywocia, o co wnioskowała prokuratura, biorąc pod uwagę, że oskarżony nie był dotąd karany. Ze względu na okoliczności sprawy i zachowanie oskarżonego uznał jednocześnie, że proces resocjalizacji musi być dłuższy i zdecydował, że będzie mógł on ubiegać się o warunkowe wyjście z więzienia dopiero po 20, a nie 15 latach.